sobota, 3 października 2009

Docenić

Kolejny dzień w Rzymie rozpoczęty. Po ludzku, to nie realne - ja w Rzymie, ja na studiach, ja mówię(?) po włosku. Chciałbym często ponarzekać, poutyskiwać, wyżalić się... Tylko, czy mam do tego prawo?! Zwłaszcza w kontekście tych słów z dzisiejszej Ewangelii: Beati gli occhi che vedono tutte queste cose (Szczęśliwe oczy, które widzą to)
I rzeczywiście trzeba mi te słowa brać na serio! Bo iluż ma taką szansę, jaką ja mam?! Wczoraj zażartowałem, że "jak nie byłem w Watykanie przez 30 lat ani raz, tak wczoraj - kilka razy". Szczęśliwe oczy, które to widzą, bo wielu proroków i królów pragnęło ujrzeć to, co wy widzicie, a nie ujrzeli, i usłyszeć, co słyszycie, a nie usłyszeli.
Cieszmy się zatem (i DOCEŃMY) z tego, czego doświadczamy każdego dnia - z tego, co dobre i z tego, co trudne. Bo może wielu innych marzyłoby o tym, co dla nas jest powodem do narzekania.
Wczoraj przypomniała mi się Susan Boyle. Kobieta (zdawać by się mogło) skazana na "niebyt", stała się gwiazdą światowego formatu. Prosta i skromna, ale także ufna w swe siły, osiągnęła więcej niż to, o czym mogłaby pomarzyć. Nie ma więc rzeczy niemożliwych! Przeszkodą w ich osiągnięciu jesteśmy tylko my sami!

piątek, 2 października 2009

Odmienić się

Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słowa z dzisiejszej Ewangelii mają dla mnie szczególne znaczenie - Bóg (tak wierzę) postawił je na początku mojej drogi do Rzymu. Usłyszałem w nich zachętę do ufności, zachętę do wiary... do stawania w prawdzie przed Bogiem.
Dziś słyszę je po raz kolejny. I zadaję sobie pytanie, czy choć trochę bardziej stały się one moimi słowami? Czy "odmieniłem się"
Bóg przecież towarzyszy mojemu życiu, jest w nim obecny. Tylko czasami - ogarnięty egoizmem, lenistwem, lękiem (czyli grzechem wynikłym z braku wiary) - zapominam o tym. On więc przypomina mi dzisiaj: Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. (...) będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się tak do ciebie.
Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc Ducha!

poniedziałek, 28 września 2009

Trasloco...

...albo jak kto woli "cambiamento di casa", a po polsku "przeprowadzka". Wyjazd z Perugi (z łezką w oku), przyjazd do Rzymu, rozpakowanie, pierwszy wieczór już bardziej "u siebie", a teraz przede mną pierwsza noc.
Przesądny nie jestem (a przynajmniej staram się nie być), więc nie zastanawiam się nad tym, co mi się przyśni. Raczej poszukam gdzie indziej "programu na Rzym".
***
A w Ewangelii słyszę: Kto (...) jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki. I dziś te słowa na nowo stają się dla mnie aktualne. Bo też trzeba mi się uzbroić w pokorę i przywdziać zbroję prostoty.
I bardzo chcę, żeby to były nie tylko słowa. Nie będzie łatwo? Na pewno! Za wiele we mnie "starego człowieka". Ale jak będzie rzeczywiście, to nie wiem... Poczekam.
Dziś zaczynam nowy etap. I mam nadzieję, że nie będzie to tylko fizyczne "trasloco"... Otrzymałem na to wyjątkową szansę!

niedziela, 27 września 2009

Lepiej jest...

...dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła...
Na co dzień zdaję się nie dostrzegać tej prawdy, że grzech towarzyszy mojemu życiu, że jest (niestety) jego integralną częścią - i to już od pierwszych chwil "używania rozumu". Nie oznacza to jednak, że go nie ma.
Z drugiej zaś strony nie mogę "przeceniać" jego roli! Nie może być tak, że to grzech "kieruje" moimi poczynaniami, że jest pierwszą i ostatnią sprawą moich dni!
Co mam zatem czynić, by tak się nie działo? Jezus mówi dziś wyraźnie: Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; (...) I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; (...) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je...
Wstrząsające te słowa, są takie właśnie po to, by mnie pobudzić do myślenia. Jednak nie o tym, "jak będę "wyglądał/a" bez nogi czy ręki?", ale o tym, "co się ze mną stanie, jeśli nie pozbędę się przeszkody na drodze do Zbawienia?".
Jezusowi nie chodzi więc (broń Boże!) o to, byśmy stali się "kalekami cielesnymi", ale o to, byśmy nie byli "kalekami duchowymi"! Grzech bowiem jest ciężką chorobą ducha, która potrzebuje radykalnego (ale i skutecznego) leczenia - najczęściej właśnie "amputacji" tego, co powoduje samą chorobę.
Nie mam więc, co żałować tych obszarów mojego życia, które - chociaż może nawet (o zgrozo!) podobają mi się, to jednak niechybnie prowadzą do mojej i (najczęściej także) cudzej zguby!
"Do nieba" bowiem "idzie" nasza dusza, a nie ciało! Zadbajmy więc bardziej o to, co trafi tam, niż o to, co pozostanie tutaj. Tak będzie naprawdę lepiej - i dla nas i dla innych!

sobota, 26 września 2009

Jakże to...?

Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi.
Każdego dnia spełniają się te słowa. Każdego dnia w moje - ludzkie i grzeszne - dłonie biorę Ciało Syna Człowieczego. Cud powtarza się w tak niezwykły, niezauważalny sposób. I za zwyczaj jest też tak, że (jak Apostołowie) nie rozumiem słów Jezusa... nie rozumiem dlaczego wydaje się "nam" i "za nas"...
A jednak tak się dzieje!
Trzeba więc w końcu wziąć sobie te słowa "do serca" przemyśleć, przemodlić... a także bez obawy pytać Jezusa: "Panie jakże się to dzieje?". I nie bać się wysłuchać Jego odpowiedzi!
Dzięki Jezu, dzięki Jezu, że kochasz mnie...

czwartek, 24 września 2009

Tchórz, czy ciekawski?

Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. (...) I chciał Go zobaczyć. Świadomie zestawiłem te dwa skrajne zdania z dzisiejszej Ewangelii. Oto bowiem Herod po raz kolejny ukazuje się naszym oczom jako człowiek (delikatnie mówiąc) chwiejny (por. Mk 6,17n).
Oto z jednej strony niepokoi go działalność Jezusa, która przypomina mu zamordowanego na jego osobisty rozkaz Jana Chrzciciela (Mt 14,11), z drugiej jednak strony, pragnie spotkać się z Nieznajomym osobiście.
W konsekwencjach takiej postawy dostrzegam dwie prawdy: "lęk (zazwyczaj) nie pobudza do racjonalnego działania" oraz "ciekawość nie musi prowadzić do odkrycia prawdy". Są to moje dzisiejsze odkrycia. Ktoś powie - wcale nie wiekopomne. Prawda. Dla mnie jednak bardzo istotne.
I ja bowiem wiele razy mylę tchórzostwo z okazją do pokory oraz ciekawość z okazją do poszukiwania prawdziwych odpowiedzi. A to oznacza, że wcale nie jestem lepszy od Heroda. Chciałbym, a boję się... A letniego nikt nie lubi - także Bóg (por. Ap 3,15)
Panie wspomóż mnie swą łaską, bym nie bał się prawdy o mnie samym.

środa, 23 września 2009

Nic na siłę!

Jezus (...) wysłał [dwunastu], aby głosili królestwo Boże... I to jest pierwsze i podstawowe zadanie każdego apostoła - głosić, że ten świat w którym żyjemy nie jest dany człowiekowi "na zawsze"... że ten świat jest Tego, który go stworzył... że nikt z nas - ludzi nie może zarządzać całkowicie dowolnie tym, co nie jest jego własnością... że kiedyś będziemy rozliczeni z tego, jak wypełniliśmy polecenie Mistrza.
Tak dziś rozumiem te słowa - polecenie, by głosić Królestwo Boże. Dla mnie oznaczają one, że mam swoim życiem - poglądami i postawami, wyrażać właśnie tę prawdę: wszystko, co mam, jest od Boga i jest Boga. Ja otrzymałem to "tylko" (a raczej "aż") w dzierżawę. Nie wolno mi o tym zapomnieć. Inaczej zamarzy mi się zbudować swój własny świat (np. wieżę Babel), który nie będzie już Królestwem Boga, bo Jego już tam nie będzie. I to nie dlatego, że On tego nie zechce, ale dlatego, że ja ośmielę się Go stamtąd "wygonić" ("będziecie jak Bóg").
Dziś słowa te mają bardzo konkretną postać: mówienie prawdy wbrew kłamstwu, obrona życia wbrew śmierci, wystawienie się na pośmiewisko, bo poglądy nie pasują do nowoczesnego (czyt. laickiego) świata.
Jezu jednak nie zamierza zbawiać człowieka wbrew jego woli! Mówi więc do Apostołów: Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim! Nic na siłę!
Nie chcą - to wyjdź. Ale najpierw jednak ogłoś im prawdę o Królestwie Prawdy, Miłości i Dobra. Nie przyjmą? Trudno. Nie jesteś temu winny. Daj jednak świadectwo, że ci na nich zależy i (jeśli już nic innego nie zadziała) spróbuj zburzyć ich spokój gestem odcięcia się od ich "poglądów". Może chociaż to zrozumieją...
Panie Jezu, który umarłeś na krzyżu za Zbawienie wszystkich, obdarz mądrością i mocą Twojego Ducha wszystkich współczesnych Apostołów.

poniedziałek, 21 września 2009

Spróbować

Zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości.
Tak... Piękne słowa... Piękne idee... Tyle razy sobie obiecywałem, że staną się rzeczywistością... i jak zwykle poprzestałem na obietnicach. Najbardziej zaś boli to, że (często) wobec Tych, których naprawdę chcę kochać...
Ale to nie znaczy, że nie mam spróbować jeszcze raz. Czy ostatni i skuteczny? A tego, to nie wiem. Ale chcę... spróbować.
Panie spraw/pomóż, bym nie poprzestał tylko na chęciach i próbach!

niedziela, 20 września 2009

Służyć

Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich. Mocne i stanowcze słowa Jezusa wydają się być nieprzystające do naszych czasów. Czasów, w których liczy się zrobienie kariery, zdobycie władzy, pragnienie, by (jak mówią słowa piosenki sprzed lat) "mieć u stóp cały świat". Chrystus zaś mówi dziś nam: "Służcie. Tylko wtedy będziecie naprawdę wielcy."
Jak echo tych słów Zbawiciela brzmi fragment z listu św. Jakuba: Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Te żądze biorą się z pokus: z pożądania oczu, pożądania ciała i pychy tego żywota. Owładnięty nimi człowiek przestaje widzieć w drugim człowieku bliźniego, małżonka czy przyjaciela. Widzi w nim konkurenta, swoje zniewolenie, widzi wroga.
I wtedy już tylko krok do tego, by zapragnąć całej władzy - nie tylko nad życiem swoim, ale także tych, którzy są obok. "Bo jeśli nie ja - nimi, to oni - mną... będą kierować, rządzić. A ja będę musiał im służyć...!" I wyrywają się wówczas straszne słowa nieposłuszeństwa demona wobec Miłości Boga: "Ja nie chcę służyć". I szykujemy sobie "piekło na ziemi".
Skąd więc ta choroba naszej duszy? Trzeba popatrzeć na objawy: pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Potrzeba bowiem pokory (i znowu bardzo "nie dzisiejsze" słowo). Pokory przed Bogiem i przed człowiekiem. Potrzeba pochylić się nad tym najmniejszym i uklęknąć przed Największym. Tylko w ten sposób nauczymy się służyć. Tylko w ten sposób będziemy odporni na zakusy złego, który każdego dnia zastawia na nas zasadzkę, by poznać [naszą] łagodność i doświadczyć [naszą] cierpliwości.
Nie obawiajmy się jednak tego trudnego zadania. Ono przerasta nasze ludzkie siły, ale przecież Bóg mi dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Idźmy więc z odwagą w kolejny dzień, by... służyć.

sobota, 19 września 2009

Siena-Pisa-Morze Tyrreńskie...

...to chyba wszystko mówi. Chociaż nie! Nie da się tego opowiedzieć do końca słowami. I nie chodzi o samą podróż, zwiedzanie, dzieła sztuki, zapierające dech w piersiach katedry w Sienie i Pisie, czy zachód słońca nad Morzem... Chodzi także o atmosferę tego dnia - radosną, chwilami zadumaną, polską (z nutką włoskiej - kto był ten wie...) i o wiele, wiele innych rzeczy i spraw, a przede wszystkim chodzi o wspaniałych ludzi - towarzyszy tej podróży.
Dzięki Ci więc Boże za Tych wszystkich i za to wszystko!

piątek, 18 września 2009

Spostrzeżenia... anty-feministy(?)

I tak oto dobiega końca mój pobyt w Perugi. Ancora solo una settimana - jeszcze tylko tydzień. I wcale się z tego nie cieszę! Będzie mi brakować tych miejsc, ludzi, lekcji z E., V., i S. Będzie mi brakować wieczornego różańca, głosu p. V., atmosfery kościoła S. Filippo Neri. Naprawdę!
Z drugiej strony widzę też, jak bardzo ten czas jest dla mnie błogosławiony. Doświadczam upadków, powstań i radości z każdego dnia w którym to się dzieje. Widzę, że Pan wystawił mnie na próbę, ale dodał także sił - wielu sił. Ja, który twierdziłem, że nigdy nie nauczę się języka obcego zaczynam (podkreślam "zaczynam") mówić po włosku...
I trzecie spostrzeżenie: świat włoski i polski... W jednym i drugim jest cierpienie, radość, wiara i jej brak... i wiele innych (wspólnych) rzeczy. Oczywiście jest także to, co te "światy" różni...
***
...dziś chociażby Święto Św. Stanisława Kostki, który tutaj zdaje się być nie znany. Z tego powodu usłyszałem tu dziś inny niż w Polsce fragment Ewangelii (Łk 8,1-3).
I dotknęły mnie w nim słowa o tym, że w głoszeniu Dobrej Nowiny towarzyszyły Jezusowi także kobiety: C’erano con lui i Dodici e alcune donne. Dlaczego właśnie te słowa? Pewnie dlatego, że czasami chciałbym "pozbyć się problemu kobiet" przez zanegowanie go. A to nie jest najlepsze wyjście. Kobiety były, są i będą... dzięki Bogu! Tak, właśnie dzięki Bogu. Są ONE bowiem dla nas - mężczyzn BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM.
I nie piszę tego, by się Paniom "podlizać", ale zaiste to jest moje dzisiejsze odkrycie.
Dzięki więc Panie Boże za wszystkie Niewiasty, Kobiety i Panie, jakie postawiłeś na mojej kapłańskiej i męskiej drodze. Błogosław Im wszystkim, a zwłaszcza Tym, które skrzywdziłem!

czwartek, 17 września 2009

Niekonsekwentny

Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg... Nie dałeś Mi pocałunku... Głowy nie namaściłeś Mi oliwą... Jezus czyni tymi słowami wyrzuty faryzeuszowi, do domu którego został zaproszony. Można by powiedzieć, że przypomina mu zasady dobrego wychowani, do których tamten się nie zastosował. Ktoś powie - i cóż w tym wielkiego?!
Otóż Chrystus wykorzystuje tę sytuację, by pokazać - także mnie - jak bardzo ważny jest praktyczny wymiar miłości. Bo łatwo jest czynić "nadzwyczajności" (zaprosić na ucztę), ale o wiele trudniej trwać w miłości na co dzień.
I wcale Jezus nie zamierza wmawiać nam, że potrafimy pokochać Go miłością całkowicie bezinteresowną. Nie! Wręcz przeciwnie - potwierdza przecież słowa faryzeusza: będzie bardziej miłował (...) ten, któremu więcej darował Pan jego.
I tu jest cała moja niekonsekwencja. Byłbym wielkim kłamcą, co więcej czyniłbym z Boga kłamcę (por. 1 J 1,10), gdybym stwierdził, że nie darował mi bardzo, bardzo, bardzo wiele. A jednak, nie miłuję Go "bardzo, bardzo, bardzo". Do mnie nawet słowa Chrystusowego wyrzutu - ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje - nie mają zastosowania. Tak bardzo jestem niekonsekwentny!
Panie przymnóż mi miłości - jeśli nie tej całkowicie bezinteresownej, to przynajmniej tej wypływającej z wdzięczności!

środa, 16 września 2009

Non preoccupatevi!

Dziś Kościół wspomina męczenników Korneliusza (papieża) i Cypriana (biskupa). Z tej przyczyny usłyszałem dziś w czasie Mszy świętej fragment z Ewangelii św. Mateusza (Mt 10, 17-22), w którym dotknęły mnie słowa: non preoccupatevi di come o di che cosa dovrete dire, które Biblia Tysiąclecia przekłada jako: nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. Co ciekawe pierwsze znaczenie słowa "preoccupare" jest "zajmować całkowicie czyjąś myśl". Pamiętałem o tym, ponieważ było to jedno z pierwszych słów, jakie zapadły mi w pamięć (i serce), gdy zaczynałem uczyć się j. włoskiego.
I jest to bardzo na czasie, ponieważ zbliża się czas mojego wyjazdu do Rzymu i początek studiów, no i rodzą się "stare strachy" o to, co będzie i jak to będzie...
Dziś więc traktuję te słowa jako pewną odpowiedź, która może przynieść memu sercu wyciszenie i nadzieję, która (jak przypomniałem to sobie niedawno) zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Duchu Święty Pocieszycielu i Nauczycielu wlewaj każdego dnia w moje serce łaskę twojej nadziei!

wtorek, 15 września 2009

Piękne zaskoczenie

Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. I faktycznie jest tak, jak powiedział starzec Symeon. Tylko ile razy i ja jestem pośród tych, którzy "się sprzeciwiają"? A jednak Bóg wciąż gotowy jest tracić dla nas swoją miłość...
***
Dziś mija 11 lat od chwili, gdy rozpocząłem okres wstępny (czyli nowicjat) w Stowarzyszeniu. Szmat czasu za mną. I chyba przez tą rocznicę, pogodę i lekkie przeziębienie stałem się dziś jakiś melancholijny... W najśmielszych marzeniach nie mogłem oczekiwać, że po tych 11 latach będę tu, gdzie jestem. Bóg potrafi zaskakiwać (pięknie).
Dzięki Ci Panie za każdy z tych minionych dni (i za te, które przygotowałeś).

poniedziałek, 14 września 2009

Znak i rzeczywistość

Chrystus Jezus, (…) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, (…) aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca. Oto kwintesencja teologii Zbawienia, teologii Wolności, teologii Miłości. I jedne z moich ulubionych słów z listów Pawłowych.
Dziś słysząc je - po raz kolejny, ale po raz pierwszy po włosku - ponownie uświadomiłem sobie, jak rzadko zatrzymuję się przed krzyżem - znakiem mojego Zbawienia. Czyniąc go przy modlitwie, często czynię mechanicznie i bezrefleksyjnie. A przecież to jest nie tylko znak, ale i rzeczywistość - rzeczywistość, której po ludzku nie jestem w stanie pojąć ani (tak do końca) zaakceptować.
Dziś te słowa przypomniały mi także usłyszaną kiedyś prawdę, że każdy krzyż, będąc początkowo cierpieniem, jeśli zostanie zaakceptowany i pokochany, stanie się krzyżem chwały Boga w moim życiu. I jest to prawda, której także do końca nie jestem w stanie pojąć. A jeśli mój krzyż akceptuję, to tylko na krótką chwilę. Właśnie wtedy jednak przekonuję się, że to jest prawda, że potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego - także (i przede wszystkim) w moim życiu. Każdego dnia na nowo!
Dziś więc, w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego pragnę zadumać się nad słowami kazania św. Andrzeja z Krety: Wielką zaiste i cenną rzeczą jest krzyż. Wielką, ponieważ przezeń otrzymaliśmy wiele dóbr... Cenną zaś, ponieważ krzyż jest znakiem męki i tryumfu Boga: znakiem męki z powodu dobrowolnej w męce śmierci; znakiem tryumfu, ponieważ dzięki niemu szatan został zraniony, a wraz z nim została pokonana śmierć; ponieważ bramy piekła zostały skruszone, krzyż zaś stał się dla całego świata powszechnym znakiem zbawienia.

niedziela, 13 września 2009

Wiara, a sprawa uczynków

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? (...) wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. MARTWA WIARA nie jest więc ożywiana przez uczynki, nie jest przez nie rozwijana i potwierdzana. Pozostaje na poziomie wegetacji - jedynie "jest". A tak być nie powinno!
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że oszukujemy samych siebie, jeśli myślimy, że "to mi wystarczy"... że "dobrze się z tym czuję"... że "inni też"... Żyjąc w ten sposób osiągniemy nie wiele, albo i nic. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.
Nie można być równocześnie "panem tego świata" i kroczyć ku Królestwu Bożemu. Każdym bowiem słowem, czynem i wyborem (czyli całą swoją postawą życiową), potrzeba wyrażać i potwierdzać wiarę. A to często oznacza rezygnację z tego, co tutaj jest "lekkie, łatwe i przyjemne". Z tego, co może przynosi chwilową korzyść i przyjemność, ale w ostatecznym rozrachunku jest przegraną.
Mówiąc najkrócej (i trochę dosadnie): nie da się żyć "w rozkroku" - mówiąc "wierzę, ale nie praktykuję", "wierzę, ale moją wiarą nie żyję", "wierzę, ale po swojemu". Albowiem wiara - jak przypomniał Papież Benedykt - nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem. (Warszawa, 2006).
Panie daj mi łaskę takiej wiary, bym mógł o Tobie świadczyć całym moim życiem.

sobota, 12 września 2009

Zawieść nie może...

...Nadzieja jako bezpieczna i silna kotwica (por. Hbr 6,19). To zawołanie nosi(ł) Arcybiskup Perugi - Mons. Giuseppe Chiaretti, którego dzisiaj w czasie uroczystej Mszy świętej pożegnali diecezjanie - wypełniając katedrę po same brzegi.
Piszę o tym, ponieważ wziąłem udział w tej uroczystości i zrobiła ona na mnie wspaniałe wrażenie. Pomyślałem, że nawet tutaj, gdzie na co dzień kościoły "świecą pustkami", są chrześcijanie, którzy kochają swego Pasterza i Kościół.
I gdy piszę te słowa, to przychodzi mi do głowy, że faktycznie "nadzieja jest jak bezpieczna i silna kotwica". Gdy bowiem już nic nam nie pozostaje, zawsze jest jeszcze ona - nadzieja, która zawieść nie może!(por. Rz 5,5).
Dlatego mam dziś bardzo radosne serce i tym chciałem się ze wszystkimi podzielić.

piątek, 11 września 2009

Słaby fundament? (2)

Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Te słowa przypomniały mi dzisiaj po raz kolejny "miejsce w szeregu".
Nie jestem mistrzem świata, nie jestem mistrzem nawet w tym drobnym fragmencie rzeczywistości, który mnie dotyczy. Jak więc mogę prowadzić innych? Jakim prawem mogę innych pouczać? Przecież tyle razy słyszałem: "A co ksiądz może wiedzieć", albo: "A księdzu to się nigdy nie zdarzyło?". Ileż to razy mówiłem innym, jak mogą poradzić sobie ze swoimi słabościami, a tak na prawdę, najpierw mi potrzeba było się do tych pouczeń zastosować?
Odpowiedź na powyższe pytania znalazłem w dzisiejszej Godzinie Czytań, gdzie umieszczono "Kazanie" bł. Izaaka, opata klasztoru Stella. Błogosławiony opat tak nauczał, mówiąc o istocie sakramentu pokuty: Wszystko to, co [Chrystus] znalazł obcego w Oblubienicy [tzn. Kościele - moje], usunął przybiwszy do krzyża. Poniósł nieprawości na drzewo krzyża i przez drzewo krzyża unicestwił je. To, co należało do natury Oblubienicy i było jej własnością, przyjął i wziął na siebie. To, co było Boże i należało do Niego, podarował. Co pochodziło od szatana, unicestwił, co należało do natury ludzkiej, przyjął, co zaś było Boskie, ofiarował, aby wszystko, co należy do Oblubieńca, należało i do Oblubienicy. (...) Kościół zatem bez Chrystusa nie może niczego odpuścić, a Chrystus bez Kościoła nie chce niczego odpuścić. Kościół może udzielić przebaczenia tylko temu, kto się nawraca, czyli temu, kogo Chrystus dotknął swą łaską. Chrystus zaś nie chce udzielić przebaczenia temu, kto pogardza Kościołem.
Czytając te słowa przypomniałem sobie mój wpis z przed kilkunastu dni. I postanowiłem go uzupełnić o powyższą refleksję.
Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę.

czwartek, 10 września 2009

Boża wyliczanka...

...tak właśnie refleksja przyszło mi dzisiaj "do głowy", gdy przeczytałem dzisiejszą Ewangelię i Czytanie "ze św. Pawła". Co one mówią? Jako (...) wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko /przyobleczcie/ miłość, która jest więzią doskonałości... (św. Paweł) Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (św. Łukasz)
A w każdym z tych słów przemawia do nas sam Bóg. I nie jest to wcale "głaskanie po głowie". Wiele razy buntowałem się/buntuję na te słowa: "dlaczego to właśnie ja mam kochać?"; "dlaczego pierwszy mam przebaczyć i wyciągnąć rękę do zgody?"; "dlaczego mam zamilknąć, gdy wiem, że jednak to ja ma rację?"; dlaczego...
Otóż dlatego, że jeśli (...) miłujecie tych tylko, którzy was miłują, [to] jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują.
Panie dzięki Ci, za to, że dziś pozwalasz mi doświadczyć prawdziwości i mocy tych słów!

środa, 9 września 2009

Bałwochwalstwo

Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Jakże radosne są słowa Jezusowych Błogosławieństw. Czujemy, że jest w nich zawarte to, co nazywamy "sprawiedliwością". Myślimy też, że i nas dotyczą. Ale czy na pewno?
To, że nie mam wielkiego bogactwa; to, że muszę troszczyć się o każdą złotówkę/euro; to, że nie zawsze na wszystko mogę sobie pozwolić... jeszcze nie oznacza, że na pewno jestem ubogi. Jest to prawda tyle razy już udowadniana, że nie warto ponownie tego czynić, więc pragnę wskazać na drobny szczegół.
A okazją do tego stał się dzień dzisiejszy. Miałem okazję zrobić coś dobrego. Nie zrobiłem. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że z powodu mojej chciwości. I wcale nie chodziło o pieniądze. Chodziło o podzielenie się moją wiedzą (i zdolnościami?). Niestety, wolałem zachować to tylko dla siebie. Sprzedałem dobro za garstkę "świętego spokoju". "Nie chciało mi się" zaryzykować pomyłki, czy ośmieszenia.
I w tej właśnie perspektywie usłyszałem dzisiaj Pawłowe: Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. (...) Zadajcie (...) śmierć temu, co jest przyziemne w /waszych/ członkach: (...) chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Tak, to prawda, dziś (i wiele razy wcześniej) zamiast Bogu Jedynemu, oddałem chwałę bałwanowi - sobie samemu.
Nauka ta, może (chociaż nie musi) posłużyć mi na przyszłość. I jest to warunek podstawowy, aby otrzymać tę nagrodę, która wielka jest w niebie.

wtorek, 8 września 2009

Przeznaczenie?

Tych (...) których [Bóg] przeznaczył [na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna], tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą...
Wiele razy zdarzało się (w szkole i przy innych okazjach), że pytano mnie o to, czy jest coś takiego, jak "przeznaczenie". I oto dzisiaj jest doskonała okazja, by uchylić rąbka tej tajemnicy. Sam Bóg zresztą tego dokonuje.
To On przecież zapowiedział zbawienie, mówiąc do szatana: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej, potem wiele razy to poświadczał (jak chociażby przez proroka Izajasza: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami), a w końcu Maryja znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego i porodziła.
Bóg bowiem przewiduje i planuje moje szczęście - powołuje mnie do niego, ale zawsze też pozostawia mi wolność (zobacz: KKK 2012-2016). Dowodem na to jest chociażby genealogia przytoczona przez dzisiejszą Ewangelię. Są tam ludzie, którzy zawierzyli Bogu (jak Abraham, który powiedział: Bóg przewidzi), ale także tacy, którzy źle skorzystali z otrzymanej wolności (jak Dawid, który zgrzeszył z dawną żoną Uriasza).
Bóg - mówiąc obrazowo - wysłał zaproszenie, ale nie jestem bezwolny wobec Niego (zobacz: KKK 2002). Mogę odpowiedzieć "jak uważam", jednak... lepiej byłoby dla mnie pójść za Jego wolą. Tylko czy zechcę...
Panie, nie pozwól mi nigdy oddalić się od Ciebie!

poniedziałek, 7 września 2009

Szczerość

Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili [Jezusa], czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. "Szarpnęło" mną, gdy dziś usłyszałem to zdanie z Ewangelii. Wypisz, wymaluj moja sytuacja. Ileż to bowiem razy było tak, że nie Jezus, nie Jego realna Obecność i nie Jego Słowo były najważniejsze... a raczej szukanie okazji do pochwycenia innych na błędzie, potknięciu, czy wprost grzechu.
Dlaczego? Odpowiedź nie przyszła łatwo, ale przyszła: nie jestem szczery - najpierw wobec siebie, potem wobec braci, a więc (ostatecznie) także wobec Boga. Ileż to razy...
I przychodzi to z taką łatwością, tak "lekko"! Wręcz "od niechcenia". A Paweł pisze wyraźnie, jakie jest zadanie każdego "apostoła": każdego człowieka okazać doskonałym w Chrystusie. Ideał nie do osiągnięcia? No, jeśli nawet nie spróbuję, to na pewno.
Nie chcę, by to co piszę przerodziło się (li tylko) w "spowiedź powszechną", więc na koniec cytat ze św. Jan Marii Vianneya: Czynić jedynie to, co może być ofiarowane dobremu Bogu. I pytanie: czy wszystko jest takie?

niedziela, 6 września 2009

Moja wolność

Przyprowadzili [do Jezusa] głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. Najprościej byłoby powiedzieć, że każdy z nas jest tym głuchoniemym. Ale, gdzie dowody na to?! Wczoraj takowe usłyszałem: "słyszymy (tylko) to, co chcemy usłyszeć; mówimy (tylko) to, co chcemy powiedzieć; wierzymy (tylko) w to, w co chcemy uwierzyć...". A żeby było jeszcze "śmieszniej", to nazywamy to wolnością. A czy to na prawdę jest wolność?
Niestety nie! Gdyby taką była, to ten głuchoniemy (i wielu innych) nie potrzebowałby uzdrowienia, nie szukałby go i nie znalazł. Cuda Jezusa świadczą, że On naszą wolność akceptuje (i akcentuje!), ale w inny sposób. On bowiem tego chorego wziął na bok, osobno od tłumu... Czy tylko po to, aby nie wzbudzać sensacji? Nie tylko i nie przede wszystkim po to. Oto bowiem Bóg zawsze działa w naszym życiu indywidualnie. Daje życie, uzdrawia, powołuje, wzywa do siebie - zawsze po imieniu, konkretnego "JA", a nie bezimienny tłum. Oczywiście zbawienie dokonuje się we wspólnocie (dlatego to inni przyprowadzili głuchoniemego), ale nigdy "decyzją większości", czy przez "uśrednienie".
Jak to wczoraj usłyszałem: "zbawienie dokonuje się między `ja` i `On`" - włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się!. To jest więc na prawdę "moja wolność"!
Dzięki Ci Panie, za to, że dając mi wolność troszczysz się, bym dobrze ją wykorzystał!
***
1)Przepraszam, że dziś post nie do końca ode mnie, ale musiałem się podzielić tym, co mnie poruszyło i dotknęło. Może komuś innemu także to pomoże odkryć mądrość Boga.
2)Dziękuję także za komentarze (zwłaszcza te bardzo merytoryczne), bo to zachęca do pisania i dbania o poziom. Bóg zapłać! Pamiętam w modlitwie.

homeopatia, homeopatią, (o) homeopatio!

...czyli inna notka.
***
Przeczesując zasoby internetu znalazłem to... warto i TRZEBA przeczytać! Zwłaszcza, jeśli uważasz, że to leczy...

sobota, 5 września 2009

Obłuda

...niektórzy z faryzeuszów mówili: Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat? Obłuda czy "ograniczoność" faryzeuszów może nas gorszy. Jest tak na pewno ze mną. Widzę jak wielu nie postępuje tak, jak powinni. I głośno o tym mówię. jestem jednak gorszy od faryzeuszów, bo mówię to nie "wprost", ale za plecami. A jeśli już "twarzą w twarz", to bez miłości, zrozumienia i gotowości, by otrzymać odpowiedź. Tak, jak dzisiaj...
Panie ulecz mnie z mojej obłudy - Ty wiesz jak!

piątek, 4 września 2009

Nowe bukłaki

Dawno mnie tu nie było. Mógłbym tłumaczyć się problemami z netem... ale to chyba nie tylko to. Powoli wsiąkam w tutejszy świat, jego rytm i przyzwyczajam się do niezbędnego minimum - a ono nie wymaga elementu twórczego (vide: pisania bloga). Dość jednak marazmowi. Każdy dzień to szansa.
Jest jeszcze jedna strona tego medalu... Jakoś ostatnio przestałem słyszeć Słowo, chociaż wciąż każdego dnia Go słucha... Wydaje mi się, że wysycham. A może po początkowym zachwycie tym, co odkryłem (na nowo), uznałem, że "to już było"?! Nie wiem. Wiem jak było (i jest) - nie wesoło, chociaż wydaje się, że wszystko idzie dobrze. Nawet uczę się chętniej...
Co więc działo się ostatnio? Byłem znowu dwa dni w Rzymie, a raczej trzeba by powiedzieć, że w domu w Rzymie, bo "bycie w Rzymie" ograniczyło się do drogi z dworca i na dworzec. A no i jeszcze krótkiej wycieczki pod mój przyszły Uniwersytet (20 minut na piechotę w jedną stronę).
Po powrocie nastał dla mnie czas tęsknoty za tym, co zostawiłem. To za sprawą Polaków, którzy tu przybywają (i będą mogli wrócić do Polski), za sprawą parafialnej strony, która wciąż jest pod moją opieką, no i za sprawą 1 września - 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej i początku roku szkolnego. Zwłaszcza w perspektywie tych dwóch ostatnich, widzę, jak bardzo silne afekty łączą mnie z tym, co już jest więcej i "nie wróci więcej". I widzę, że to głupiutkie przywiązanie nie jest dla mnie dobre.
A no i hasło naszego kursu na wrzesień: "wszystko się zmienia" ;)
***
I właśnie w takiej perspektywie słyszę dziś słowa: młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Jakże precyzyjnie powiedziane! Nie ma co wracać do starego i próbować wtłoczyć w nie to, co nowe. "Wszystko się zmienia", więc nie powinienem tęsknić za tym, co było. Przecież jest tyle (nie wiem ile, ale jednak "tyle") przede mną... Trzeba patrzeć do przodu (ale nie dlatego, by zapomnieć o tym, co za mną)! Tam też (jak w przeszłości) jest Ten, który jest przed wszystkim i w Którym wszystko ma istnienie.
Panie spraw, abym był zdolny napełnić także nowe bukłaki winem - Twojej radości i chwały!

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Słaby fundament? (1)*

Tak oto przedstawił Jeruzalem Niebieskie (czyli Kościół - Królestwo Boże na ziemi) św. Jan w Apokalipsie: mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów.
Jest to stwierdzenie, które można uznać za wytwór bujnej wyobraźni albo jedynie symboliczny obraz tajemniczej rzeczywistości. W rzeczywistości jest to coś więcej! jest to bowiem odsłonięcie przed naszymi oczyma prawdy o rzeczywistości, która tak często dzisiaj jest atakowana - owszem, czasem słusznie: o rzeczywistości Wspólnoty Kościoła, której Głową jest sam Bóg, ale fundamentem są prości ludzie - Apostołowie.
Jednym z nich był dzisiejszy patron - św. Bartłomiej (Natanael).
Pięknie tę prawdę skomentował św. Jan Chryzostom w swej "Homilii do Pierwszego Listu do Koryntian": przepowiadanie jest dziełem Bożym. Jakże bowiem dwunastu nieuczonym ludziom, żyjącym wśród jezior, rzek i na pustyni, mogło przyjść na myśl, żeby się podjąć tak wielkiego dzieła? Ci, którzy, być może, nigdy nie byli w mieście ani na rynku, jakże mogli myśleć o zdobyciu całego świata? Ten, co o nich pisał, podaje, że byli lękliwi i małoduszni. (…) Skądże więc ci, którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu, skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi, skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my głosząc Jego imię mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć? A zatem jest oczywiste, że gdyby nie widzieli Zmartwychwstałego, gdyby nie byli przekonani o Jego wszechmocy, z pewnością nie podjęliby się takiego zadania.
Poruszył mnie dziś ten fragment. Jest to bowiem piękny wykład apologetyczny w obronie ułomności (ludzkiej) Świętego Kościoła - Matki Naszej. Oto bowiem mogę powtórzyć za św. Pawłem: Głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, Chrystus jest mocą Bożą i mądrością Bożą.

*Część druga (dopisana później) TUTAJ.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Słowo życia

Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Słowa Jezusa to odpowiedź na bunt, jaki zrodził się w sercach wielu Jego uczniów, gdy usłyszeli, że On daje im swoje Ciało jako pokarm. Nie byli w stanie przekroczyć tej bariery w swoim rozumowaniu i dlatego wielu [z nich] odeszło i już z Nim nie chodziło.
Jest to więc dar - wielki i nie doceniany! Dlaczego niedoceniany? Przecież każdy z nas - o ile został ochrzczony - należy do wspólnoty, której zostało dane - objawione - Słowo Ojca: Jezus Chrystus. Możemy tego Ojcowskiego głosu słuchać każdego dnia - słuchając i czytając słowo Boże.
Najczęściej jednak zadowalamy się namiastkami: głupiutkimi serialami, wzruszającymi powieściami, sensacyjnymi plotkami... Nie chcemy poznawać prawdy. Wolimy "półprawdy". Dlatego także nas musi się zapytać Jezus (jak Dwunastu): Czyż i wy chcecie odejść?
I trzeba nam dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie! Niechaj wzorem będą słowa Św. Piotra: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. Niechaj pociągnie nas przykład Izraelitów i ich gorąca deklaracja: Dalekie jest to od nas, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć bóstwom obcym!
Potwierdźmy to także naszymi czynami: sięgnijmy po zakurzoną (może) księgę Pisma Świętego. Otwórzmy ją z odwagą i nadzieją i karmmy się tym pokarmem, który daje życie. W ten sposób na prawdę powiemy: chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem. Otrzymamy radość, której nikt nam nie odbierze!

wtorek, 18 sierpnia 2009

Cóż otrzymamy?

To pytanie zadaje Piotr - Apostoł i każdy z nas. Nie potrafimy bowiem czynić wszystkiego bezinteresownie. Owszem stać nas na gesty (pojedyncze i bardzo symboliczne) ofiarności. Postawa rezygnacji czy "zatracenia siebie" jest jednak od nas daleka. Jezus nas zna, dlatego mówi: każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.
***
Wydawać się to może tylko "pobożną" obietnicą, pocieszeniem "dla naiwnych", zapowiedzią dalekiej przyszłości... Że tak nie jest, chciałbym zaświadczyć (ośmielam się!) z perspektywy tych moich 10 lat od pierwszego "tak". Nie twierdzę, że potrafiłem zostawić wszystko. Wręcz przeciwnie, tak na prawdę zostawiłem nie wiele. Otrzymałem jednak o wiele więcej niż "stokroć tyle" - i to dosłownie (!) "sióstr, braci, domów..."
Jest tak nie dlatego, że na to zasłużyłem! Wręcz przeciwnie. Mógłbym powiedzieć za Gedeonem: ja jestem ostatni. I nie jest to (mam nadzieję) fałszywa skromność. Dziś, właśnie tak się czuję. Nie zasłużyłem w najmniejszym stopniu na to, co otrzymałem! I wierzę, że to nie koniec.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Niedzielna Eucharystia

Dziś - po półtoramiesięcznej przerwie - mogłem sprawować Mszę świętą po polsku. To wielka radość. Nie dlatego, że po włosku jest "gorsza", ale jakoś inaczej brzmią słowa Ewangelii i słowa Konsekracji... No i te polskie pieśni i uradowane oczy (w większości) Rodaczek. A, no i jeszcze dzisiejsze słowa z Ewangelii...
***
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Czyż nie jest to jedno z fundamentalnych zdań Jezusowej Dobrej Nowiny?!
Eucharystia jest bowiem NAJWIĘKSZYM DAREM Boga – darem Jezusa z samego Siebie. Oto bowiem w czasie każdej Mszy świętej Jezus – posługując się ustami kapłana – wypowiada słowa: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane... To jest moja Krew... która za was i za wielu będzie przelana... Od tej chwili na ołtarzu PRAWDZIWIE, RZECZYWIŚCIE I SUBSTANCJALNIE obecny jest Jezus – Bóg z nami. Jest tak blisko, jak tylko jest to możliwe. I nie jest to znak, symbol, czy jedynie pamiątka. Oto bowiem – jak wierzy Kościół katolicki – jest tu PRAWDZIWE CIAŁO I KREW JEZUSA CHRYSTUSA – pod postacią chleba i wina.
Dzięki Ci Panie, że chcesz posługiwać się także mną - mino i wbrew moim grzechom i słabościom!

sobota, 15 sierpnia 2009

Błogosławiona

W dzisiejszej Godzinie czytań przytoczone są m.in. słowa Papieża Piusa XII: ...wielka Matka Boga, Jezusa Chrystusa, "jednym i tym samym rozporządzeniem" Opatrzności w przedziwny sposób niepokalana w poczęciu, nieskalana Dziewica w Boskim macierzyństwie, doskonała towarzyszka Boskiego Zbawiciela, odnoszącego pełne zwycięstwo nad grzechem i jego skutkami, otrzymała jako najwspanialsze zwieńczenie swych przywilejów dar wolności od zepsucia cielesnego.
A dziś nasz Proboszcz zakończył świąteczną homilię przypominając słowa: Błogosławione łono, które Cię nosiło... Zaraz jednak dodał także słowa Jezusa: ...ale błogosławieni także, ci, co pełnią wolę mojego Ojca.
Tak sobie wtedy pomyślałem, że to rzeczywiście są słowa obietnicy, która dotyczy także mnie - to nie tylko po śmierci, ale i za życia - bo przecież i Maryja była Błogosławiona już tutaj. Mogę i ja... możesz i ty...

środa, 12 sierpnia 2009

Samotność

...na emigracji szczególnie doskwiera. Dziś może trochę mniej, niż w czasach np. Mickiewicza, bo jest internet, ale co to za pociecha, jak nawet relacja z meczu, chociaż na ekranie, to jednak bez dźwięku i obrazu.
***
Jak gdyby na przekór moich dzisiejszych przemyśleń w Ewangelii słyszę: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. I to na prawdę mnie raduje! Nie jestem sam - chociaż czasem może daleko od swoich. Nigdy jednak nie jestem sam.
I chyba najlepszym uzupełnieniem do tego będą słowa św. Augustyna (z dzisiejszej Godziny czytań) z "Komentarza do Psalmów (Ps 47,7)": Jako pierwsi usłyszeli i zrozumieli proroków ci, do których prorocy nie zostali wysłani; ci zaś, którzy początkowo nie słyszeli, słuchając potem zdumieli się. Ci natomiast, do których prorocy zostali wysłani, ci właśnie zostali odrzuceni. Nosili księgi, ale nie rozumieli prawdy; trzymali tablice Przymierza, ale nie posiadali dziedzictwa. My zaś: "Jakeśmy słyszeli, tak i zobaczyli".

wtorek, 11 sierpnia 2009

Paura

...czyli lęk, strach, obawa. Towarzyszą nam każdego dnia. Boimy się o nasze zdrowie, o dzień jutrzejszy, o to, za co przeżyć, albo jak nie narazić się zbyt wielu (i tylu innych "rzeczy").
A dziś słyszymy w pierwszym czytaniu: Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci.
Te słowa dotyczą i mnie i ciebie! Każdego dnia się o tym przekonuję. Może w sposób szczególny, gdy spowiadam - "się" lub "innych".
***
Dziś ponownie przekonałem się, że prawdziwe są słowa z Jezusowej przypowieści: jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?
Nie bój się, nie lękaj się... Ja jestem z Tobą! - mówi Pan.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

S. Lorenzo

... czyli "po naszemu" św. Wawrzyniec. Zginął śmiercią męczeńską w III w po Chrystusie. Dziś zgromadził w tutejszej Katedrze trzech Biskupów, kilkudziesięciu kapłanów i liczne (jak na tutejsze warunki) grono wiernych oraz... trzech żonatych mężczyzn, którzy zapragnęli bardziej ofiarować swe życie Bogu, czyli kandydatów na diakonów stałych. Msza święta - według mnie (chociaż odprawiona "po włosku", tzn. trochę bez przygotowania np. służby liturgicznej) - piękna i radosna. Wróciłem prawdziwie nakarmiony Słowem i Ciałem Pana...
***
Patrząc zaś na Tych Trzech przyszło mi na myśl to zdanie z Ewangelii dzisiejszej: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. I gorzkawa refleksja: dorośli, żonaci mężczyźni tutaj, we Włoszech, coś zrozumieli, czegoś zapragnęli... a tak wielu młodych nie szuka tego. Dlaczego? Czy przyczyna nie tkwi właśnie w niechęci do "obumierania"?
Św. Wawrzyńcze módl się za nami!

niedziela, 9 sierpnia 2009

Problemy z wiarą...

Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem. Oto pytania płynące z dylematów przed jakimi stanęli współcześni Jezusowi. Znali Go i nie potrafili uwierzyć w Niego.
Ta sama sytuacja dotyczy także nas. Jakże często stawiamy sobie i Bogu pytania, które nie mają prostych odpowiedzi, ponieważ dotyczą już sfery wiary, a nie jedynie wiedzy. "Czy?" i "Jak?" - to pytania badań naukowych. "Dlaczego?" i "Po co?" - to pytania płynące z poszukiwań właśnie w sferze wiary.
A konkrety? Wystarczy sięgnąć do pierwszego czytania. Słyszymy tam, że Eliasz pragnie zrezygnować z misji prorockiej, pragnie umrzeć. Bóg jednak nie pozwala na to i posyła anioła, który umacnia Proroka: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. "Przykładając" do tego fragmentu rozum, trzeba by powiedzieć: "Nie możliwe". Kierując się wiarą, powiemy zaś: "To cudowne". Rozum podpowiada, że o odrobinie chleba i wody nie da się iść czterdzieści dni i nocy. Wiara sprawia, że dostrzegamy moc Bożego Słowa i Obietnicy, która wzywa i umacnia.
Bóg i nas umacnia Chlebem. Jeśli dostrzeżemy tylko to, co fizyczne, możemy niczego nie zrozumieć i w nic nie uwierzyć. Jeśli spojrzymy na Niego "oczyma wiary", wówczas dostrzeżemy, że na prawdę to jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. I uwierzymy Słowu, które mówi: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.

piątek, 7 sierpnia 2009

Muzyka i ekonomia

Byłem dziś na koncercie muzyki poważnej. Nie planowałem tego, ale nie żałuję - fajnie czasem się tak "ukulturalnić". A słuchając tej muzyki i podziwiając grających, przyszło mi do głowy, że w jakimś stopniu (i szczególnym sensie) realizują...
***
...zdanie z dzisiejszej Ewangelii: kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Oczywiście może motywacja inna (nie z powodu Pana), ale jednak...
...toż to definicja całego życia pianisty. Najpierw długie lata przygotowania, żmudnych ćwiczeń, wielu błędów, a może i łez, by w końcu, kiedyś, po latach zasiąść przy instrumencie i zagrać tak właśnie, jak tego wszyscy się spodziewali, albo jeszcze piękniej.
Dlaczego zatem nie mam naśladować właśnie pianisty - wytrwałego, konsekwentnego, owszem obdarzonego talentem, ale także pracowitego?! Przecież właśnie tego mi trzeba, bym i ja zyskał a nie stracił, tracąc jednak... Tak to już jest, ta "Boża" ekonomia: On inwestuje w nas wszystko, ale tylko wtedy to w nas zaprocentuje, jeśli zechcemy z Nim współpracować.

czwartek, 6 sierpnia 2009

Góra

Dziś klęcząc "di solito" (jak zwykle) przed Mszą wieczorną przed wystawionym Najświętszym Sakramentem w pewnym momencie powędrowałem myślami poza ten kościół. Kiedy "wróciłem", nagle z niezwykłą mocą uświadomiłem sobie gdzie jestem i przed Kim! To nie mógł być przypadek. Właśnie dzisiaj - w Święto Przemienienia!
***
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tak właśnie jest, że wszelkie wielkie Boże dzieła dzieją się na górach: Synaju, Horebie, Taborze, Golgocie... Potrzebujemy bowiem wyjść ponad nasz stan "codzienny", by doświadczyć nowego. Może to oczywiste, ale uświadamiamy sobie to tylko "od święta". Np. tak, jak dzisiaj.
A potrzebne jest to nam po to, by ni załamać się wobec krzyża, cierpienia, codzienności. Dobrze, że tu jesteśmy Panie!

wtorek, 4 sierpnia 2009

Można utonąć

Dziś święto Kapłanów, a zwłaszcza Proboszczów. Myślę o Tych, których kiedyś i teraz tak nazywałem/am. I modlę się - za Nich i za siebie. Żebyśmy chociaż trochę przypominali św. J M Vianney`a - naszego świętego Patrona.
Nie był doskonały, ale doszedł do świętości...
***
...podobnie jak Piotr - przecież pierwszy Papież - który wprawdzie wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa, jednak na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć.
Bogu bowiem nie potrzeba "wszystko wiedzących" i "nieomylnych". On potrzebuje właśnie takich, jakich powołuje - słabych i grzesznych, by przepowiadać zbawienie wszelkiemu stworzeniu.
Mam szansę - mógłbym powiedzieć. Tylko czy nie jest to tylko pusta, nadęta pycha? Przecież same chęci nie wystarczą. Trzeba także wreszcie zawołać: Panie, ratuj mnie! Inaczej... to wszystko pozostanie czczą gadaniną.
Włosi mówią o tym tak: "tra il dire e il fare c`e di mezzo il mare", co można przetłumaczyć: między mówieniem i czynieniem jest pół morza. No właśnie! Można utonąć...

niedziela, 2 sierpnia 2009

Dobrze? Ale, gdzie?

Wczoraj "nawiedziłem" Firenze, a przede wszystkim Galleria degli Uffizi. Niezwykłe spotkanie z najwspanialszymi dziełami sztuki na przestrzeni dziejów człowieka. Ale szczególnie urzekł mnie obraz Gherardo delle Notti pt. Adorazione del Bambino.
Przy okazji wysłałem kilka pozdrowień sms-em. Jedna z odpowiedzi brzmiała: "Ale ci super". Taaa... Przypomniało mi się to dziś rano, gdy zamarzyły mi się ziemniaki z kwaśnym mlekiem na obiad. Na razie - nie możliwe do zrealizowania.
***
I jak echo tych moich przemyśleń usłyszałem w dzisiejszym pierwszym czytaniu: Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę.
Bo to już chyba tak jest, że dobrze nam jest tam, gdzie właśnie nas nie ma. Zawsze szukamy czegoś innego, chcemy doświadczyć tylko "cudzego" szczęścia - nie doceniając tego, co już mamy.
Bo czyż nie o to chodziło dziś w Ewangelii szukającym Jezusa? On wszak stwierdza jasno: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Twarde to słowa, ale oddające jak najbardziej naszą niezaspokojoną potrzebę życia w obfitości - posiadania nawet tego, co nie potrzebne, jeśli tylko ma to ktoś drugi.
Staje dziś przed nami jednak ważne napomnienie: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki - stwierdza Jezus. A wtórujący mu Paweł pisze do Efezjan: mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem.
Trzeba nam zatem zmienić nasz sposób myślenia na taki, w którym będziemy dostrzegać Bożą obecność w każdym momencie naszego życia, WSZĘDZIE. Myślę, że dobrą wskazówką-receptą na to będą następujące słowa Apostoła Narodów: Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia(Flp 4, 11–13).
Panie przymnóż mi wiary w Twą Świętą i Nieomylną Opatrzność!

piątek, 31 lipca 2009

Czas na rachunek

Mija pierwszy miesiąc pobytu w Perugi. Wiele zyskałem, wiele straciłem. Czy jestem z siebie zadowolony? Po wczorajszych i dzisiejszych lekcjach z V zdawać by się mogło, że powinienem. Jednak gdy spojrzę realnie... mogłem o wiele więcej. Ale nie ma co się żalić nad rozlanym mlekiem. Za dwa miesiące Rzym. I jak mówią Włosi: "sarà quel che sarà" /w wolnym tłumaczeniu: będzie, co będzie/
***
A dzisiaj usłyszałem w czasie krótkiej homilii z okazji wspomnienia św. Ignacego z Loyoli, że i dzisiaj potrzebni są tacy Święci. I to mnie ruszyło. Przypomniałem sobie te słowa, gdy wybrałem się na wieczorny spacerek - "giro di Perugia".
Tylko, że przerażają minie te słowa Jezusa: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Na dziś tego nie potrafię. Trzeba mi się do tego przyznać - jasno i stanowczo. Czy będę potrafił jutro? Czy tego chcę? Czy wierzę, że mogę tego na prawdę zapragnąć? Trzeba mi sobie zrobić porządny rachunek...

środa, 29 lipca 2009

Dla kogo to robię?

Dziś w szkole ciężki dzień. Jeszcze jedna godzina z M i chyba bym zwariował. Nie no przesadzam, ale nie wiele brakuje, bym miał nie tylko myśli, ale i czyny mordercze... I jak ukojenie przychodzi dziś Słowo...
***
Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Czasem przypominam taką Martę, która wiecznie jest zabiegana, zapracowana. Gdzieś się śpieszy, gdzieś biegnie - bez zastanowienia. Doświadczenie pobytu w P jest dla mnie o tyle nowe, że właśnie nie muszę już tak czynić. I jest to trudne!
W perspektywie dnia dzisiejszego natomiast muszę postawić sobie pytanie o to z jakim zaangażowaniem – także zewnętrznym – przyjmuję przychodzącego do mnie Gościa – Jezusa? Czy np. uczę się, sprzątam, gotuję, zaharowuję się, dla prestiżu i docenienia przez innych, czy też moje obowiązki spełniam ze świadomością dla Kogo mam to czynić?
To ważne pytanie - miłość do Pana można wyrazić także przez pracę, ale nie jedynie przez nią!

wtorek, 28 lipca 2009

Różnica

...dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego - usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Wielu z nas pomyślało oczywiście najpierw o tym, kim są synowie Złego i którzy to są. Tylko niektórzy zapytali się, czy do nich nie należą. Nieliczni zaś zdali sobie sprawę z tego, że są synami królestw - Królestwa Bożego.
Gdzie więc jest różnica? Pierwsi szukają zła zawsze poza sobą. Drudzy zbyt często widzą w sobie tylko zło. Trzeci natomiast znają prawdę. Dlatego, pierwsi pewni są zbawienia, drudzy obawiają się potępienia, a ostatni czasem są zbyt zuchwali. Wszyscy jednak możemy znaleźć się pośród tych, którzy jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego albowiem Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia...

niedziela, 26 lipca 2009

Nakarmić

Od rana dzień pełen wrażeń. Najpierw było wczesne wstanie i spacer na Watykan, by zająć miejsce w kolejce do Muzeów Watykańskich. Potem było ponad godzinne czekanie i w końcu otworzył się przed naszymi oczyma inny świat. I wtedy przypomniała mi się dzisiejsza Ewangelia...
***
Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? To pytanie, które miało sprowaokować Apostołów do działania, jest także pytaniem do mnie. Dlaczego? Stojąc w kolejce zauważyłem, że nie wszyscy tam "współstojący" to chyba katolicy. Co więcej, niektórzy chyba nie do końca wiedzieli w ogóle, gdzie są. I właśnie także ich Apostołowie i Ich Następcy mają nakarmić. Albowiem Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. A "nie samym chlebem żyje człowiek".
Nasze "przemknięcie" przez MV dało tego wyraz szczególny - Kościół był tym, który promował i tworzył sztukę przez duże S - nie tylko tę związaną z religią i wiarą. Trzeba karmić współczesnego człowieka w każdy możliwy (i godziwy) sposób! Trzeba go nasycić, bo inaczej swój głód zaspokoi truciznami i ochłapami rzucanymi przez tych, którym na zdrowym wzroście ludzkości cokolwiek nie zależy (mówiąc delikatnie).

sobota, 25 lipca 2009

Sługa wszystkich

Dziś "giro di Roma", czyli Rzym w kilkanaście godzin... Najpierw oczywiście Bazylika św. Piotra i grób mojego Patrona oraz grób "naszego" Papieża. I przypomniała mi się od razu dzisiejsza Ewangelia (ze święta św. Jakuba)...
***
kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą... Jakże bardzo te słowa pasują do Apostoła Piotra i Piotra Naszych Czasów - Apostoła Świata. Być sługą - wszystkich. To dlatego tak wielu zatrzymuje się właśnie przed tą niszą w kryptach Watykanu. Owszem, był to Wielki Pontyfikat, był to Wielki Człowiek, ale przede wszystkim (dla mnie, i myślę, że dla wielu innych) - Wielki Przykład Pokory i Sługi!
Sługo Boży Janie Pawle II - wstawiaj się za nami!
***
A wieczorem druga część zwiedzania: Fontanna di Trevi, Schody Hiszpańskie, Pomnik Ojczyzny i Rzym nocą z tarasu naszego domu. A za oknem znowu wciąż pulsujący życiem świat...

Droga

A dziś notka z Wiecznego Miasta. Tak, bo co jakiś czas trzeba "pokazać" się przełożonym, no i oderwać od klimatów "perugiańskich". Ale tak na serio, to już tęsknię za ciszą miasta Etrusków i z tamtejszym klimatem. Bo tutaj za oknem wrze życie a termometr pokazuje (o 00:10) 30 st. C! Uff jak gorąco...
***
Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Bóg sieje słowo we mnie co dzień. Co dzień także staram się jakoś do Niego odnieść... a jednak wiąż przychodzi Zły i Je porywa!
Słucham a nie rozumiem - taką diagnozę stawia Chrystus. I jest to na pewno diagnoza skuteczna. A lekarstwo? Nie tylko słuchać, ale także "wsłuchać" się. Bo ze słowem jest jak z tym, co jest na drodze - wielu przechodzi i szybko mogą zagłuszyć Słowo. Ale, jeśli cały dzień będę się wsłuchiwał, to na mam szansę (0bietnicę?), że w końcu coś zrozumiem, że w końcu słowo w sobie utrzymam...
Żebym nie był drogą... ale żyzną rolą!

środa, 22 lipca 2009

Potęgi (nie) z tego świata

Czasem jest taki dzień, jak dzisiaj -niby zwyczajny, a jednak niezwykły. W szkole dobrze poszło, obiad smakował, trochę odpocząłem, trochę popracowałem, porozmawiałem z człowiekiem życzliwym. Czyż trzeba czegoś więcej? Czyż może istnieć wspanialszy dowód, na to, że...
...jak śmierć potężna jest miłość.
Czyż jest trafniejsze porównanie? Czyż jest coś potężniejszego od Miłości i śmierci? Życie. Tak, ale ono zawsze jest dla nas drogą ku śmierci - powie ktoś - i oby nie było drogą bez miłości.
Ale jednak to życie! Bo przecież On zmartwychwstał. Zaświadcza o tym dzisiejsza Patronka: Widziałam Pana i to mi powiedział. To Miłość pokonała śmierć i dała życie - nowe życie. Wszystko zaczęło się niejako od nowa. Wszystko znowu ma szansę wrócić do właściwego porządku - porządku miłości i życia. Obym potrafił zapłakać i zobaczyć - właśnie przez łzy - prawdziwe Życie i jedyną Miłość!

wtorek, 21 lipca 2009

Tak, ale jak to się robi?!

...kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. Bez zbędnego komentarza! Amen.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Wielki znak

Izraelici podnieśli oczy, a ujrzawszy, że Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. (...) Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? (...) Czyż nie mówiliśmy ci wyraźnie w Egipcie: Zostaw nas w spokoju, chcemy służyć Egipcjanom.
Jakże bardzo przypominamy Izraelitów ciągnących ku Morzu Czerwonemu. Przed nami to, co nieznane i groźne a za nami nasi wrogowie, których dobrze znamy, ale gotowi nas wymordować. Znikąd pomocy, znikąd ratunku! Tylko usiąść i płakać.
A jednak to nie cała prawda! Mojżesz odpowiedział ludowi: Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Bóg walczy za swych wybranych. Bóg jest tym, który pokonuje naszych wrogów. Bóg przeprowadzić może (i przeprowadza) przez to, co odległe i nieznane.
Wielu potrzebuje wciąż nowych "dowodów", że Bóg jest, że kocha, że coś Go obchodzimy. A przecież odpowiedź już padła - jedna i najważniejsza:
żaden znak nie będzie (...) dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Jezus Chrystus zwyciężył - przeprowadził nas przed odmęty śmierci, pokonał naszych wrogów - szatana i śmierć.
Obym potrafił uwierzyć - każdego dnia - że to dotyczy także mnie. Wtedy nie będę tęsknił do niewoli Egiptu moich grzechów. Wtedy nie będę się lękał i tego co przede mną! Albowiem oto tu jest coś więcej niż Jonasz. (...) oto tu jest coś więcej niż Salomon.

niedziela, 19 lipca 2009

sobota, 18 lipca 2009

Ojcowska dłoń

Dziś dzień odpoczynku, a właściwie słodkiego lenistwa. Tylko, czy owoce nie będą z tego kwaśne?
***
Ale w Ewangelii słyszę, że Chrystus jest Tym, który trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi. Słowa te oczywiście nie usprawiedliwiają mojego grzechu czy mojej słabości (i nie chcę nawet, by tak było), ale jednak dają nadzieję, że Zbawiciel jest Cierpliwy i wielkiego Miłosierdzia. Do póki widzi nadzieję, do póty nie zniszczy życia, które jeszcze się tli.
Mogą przekreślić nas ludzie, układy, nasze serca i my sami siebie, ale Bóg zawsze pragnie wyciągnąć do nas Ojcowską dłoń. Oczywiście ode mnie zależy, czy ją przyjmę, czy z szacunkiem i pokorą ucałuję, czy też odrzucę, albo (nie daj Boże) opluję. On daje mi szansę. Tylko, czy ja z niej skorzystam...

czwartek, 16 lipca 2009

Dzięki Ci Jezu!

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. To moje ukochane zdanie z Ewangelii. Tyle razy wyrywało mnie z ciemności i marazmu. Tak jest też dzisiaj. Dzięki Ci Jezu, za to, co dla nas uczyniłeś.

środa, 15 lipca 2009

Kimże jestem?!

Dziś (?) zostałem wujkiem (po raz drugi!). F. urodził się zdrowy i to jest najważniejsze. A w szkole, jak to w szkole - dużo nowego i sporo "starego". Ale "ruszyło mnie", gdy V. zaczęła pouczać nas, że przecież powinniśmy mówić nie o piekle, ale o niebie, no może o czyśćcu. Tia... Jak w tym kabarecie - kiedyś się zdziwi... Ja tego nie życzę nikomu, ale jeśli nie wierzysz "na słowo", to obyś nie przekonał się "na własnej skórze". Ale...
***
...Kimże jestem - jak pytał Mojżesz. Nie mnie jest iść do faraona. Sam nic nie zdziałam. Wszak jestem w niewoli. Trzeba mi uniżyć się i przyjąć łaskę Pana. Tylko w Jego obecności coś potrafię, do czegoś jestem zdolny. Jak pisał św. Wincenty: "Sam nic nie mogę!".
Wszak jest tak, jak powiedział Jezus: Ojcze(...) zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Chryste bądź moją siłą i natchnieniem!

wtorek, 14 lipca 2009

Wyrzuty (sumienia?)

Oggi/adesso fa caldo! Czyli po naszemu żar leje się z nieba (teraz termometr pokazuje 34 stopnie).
***
A Jezus w Ewangelii czyni wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. Mój Boże! Nie dalej jak kilka dni temu sam wyliczałem cuda, których stałem się świadkiem i uczestnikiem/adresatem. A ilu nie jestem świadomy?
Potrzeba mi więc poczynić sobie samemu wyrzuty, bo za pewne wielu innych "grzeszników" (vide Sodoma) już dawno by się nawróciło. A ja wciąż czekam! Na co? chyba na głos trąby ostatecznej...
Panie Jezu Chryste ulituj się nade mną grzesznikiem!

poniedziałek, 13 lipca 2009

Mój krzyż

Dziś ciężko było mi wysiedzieć na lekcjach. Głowa ciążyła, serce (pobudzone nie potrzebnie kawą) szalało i jeszcze wydawało mi się, że "już to wszystko wiem", na przemian z kompletną "czarną dziurą". A potem wróciłem i znowu nie chciało mi się nic! I tak chyba miało być do wieczora, gdyby nie...
***
...zdanie z dzisiejszej Ewangelii: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Ileż to razy już je słyszałem, ileż razy rozważałem, ile razy przeszedłem obok niego obojętnie. Tym razem dotknęło mnie w kontekście dnia dzisiejszego. Nie wczoraj i nie jutro, ale dziś! I to ciekawe, bo Chrystus mówi także w czasie teraźniejszym (bierze).
Oczywiście, że są cięższe, większe i "godniejsze" krzyże... dziś jednak moim "krzyżykiem" jest to, co jest tu i teraz - nauka, tęsknota, niechęć do pokonania lenistwa... I nie chcę się żalić, albo chwalić, ale zdałem sobie sprawę, że to JEST MÓJ KRZYŻ na dziś. A krzyż, jak to krzyż, może przerazić i stać się miejscem porażki; albo (w swoisty sposób) zdopingować i stanie się wtedy zwycięstwem.
Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Zasada jest jasna! Doskonale ukazuje to życiorys dzisiejszego Patrona - św. Andrzeja Świerada. Jak podał Sł.B. Jan Paweł II w Liście apostolskim "Korzenie religii chrześcijańskiej w Polsce": Świerad urodził się około 980 roku (sic!-zc) w rodzinie wieśniaczej, w Polsce. Wezwany przez Boga (...) założył na przełomie X i XI wieku pustelnię... I to mnie (mówiąc językiem młodzieży) "rozwaliło". W kilkadziesiąt lat po chrzcie Polski (ekhm tzn. Mieszka i Jego dworu), znalazł się człowiek, który zrozumiał, co znaczy "wziąć krzyż" i "stracić życie". Dla Niego i w Nim Krzyż Chrystusa zwyciężył!
Święty Świeradzie, módl się za nami!

niedziela, 12 lipca 2009

Misja

Dziś, po wczorajszych wojażach, dzień "a casa". Oczywiście z jednym wyjątkiem - niedzielna Msza. Nawet pouczyć się nie pouczyłem, bo jak święto, to święto...
***
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch - tak stwierdza dziś w Ewangelii św. Marek. To proste zdanie niesie jednak wiele treści - wszak Jezus po raz pierwszy powierza ludziom (dodajmy prostym) niezwykle istotną sprawę: głoszenie Dobrej Nowiny.
Nasz Gospodarz - Parde V. - dziś zadał natomiast w homilii bardzo ważne pytanie: "co jest misją chrześcijanina". I udzielił prostej (co nie znaczy, że łatwej) odpowiedzi: miłość. Poruszyły mnie te słowa właśnie swą prostotą. Przecież o to właśnie chodziło Jezusowi, gdy wysyłał owych Dwunastu. Przecież o to chodzi Mu i dzisiaj. My chrześcijanie powinniśmy ukazać i okazać temu światu MIŁOŚĆ.
Dla nas chrześcijan - że pójdę za słowami Padre V. - miłość Boża "unaocznia się w sakramentach". A zwłaszcza w s. pokuty i pojednania - sakramencie miłości i miłosierdzia Boga. I o tym właśnie pisze św. Paweł: W Nim [w Chrystusie] mamy odkupienie przez Jego krew - odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. I to właśnie (w praktyce) czynili Apostołowie, gdy wyrzucali (...) wiele złych duchów.
Jednak nie wystarczy wiedzieć. Trzeba wysłuchać i przyjąć, bo inaczej Świadkowie Zmartwychwstałego mogą otrząsnąć pył mego domu ze swych stóp i pójść gdzie indziej.
O Panie mój, nie omijaj mnie proszę! Chciej się zatrzymać!

sobota, 11 lipca 2009

Wydać owoce

A dziś był Asyż. Właśnie wróciłem i dotarło do mnie, że w dniu św. Benedykta odwiedziłem innych Wielkich świata, który wydaje się, że bezpowrotnie minął (a szkoda) - św. Franciszka i św. Klarę.
Jakby na potwierdzenie tych słów zderzyły się dziś (we mnie i wokół mnie) dwa światy - cisza panująca przy kościółku św. Damiana i gwar głównej ulicy/placu w P. Z jednej strony zaduma i doświadczenie (autentyczne!) spotkania z Bogiem, z drugiej - (nie mniej autentyczne) doświadczenie spotkania z tym światem. Dobry dzień... Wiele dał mi do myślenia... No i jeszcze kawałek (sporej wielkości) storia di chiesa.
***
A w Ewangelii (przynajmniej tutaj ;) usłyszałem: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Jakże to prawdziwe i na czasie w kontekście dzisiejszego dnia. Były takie latorośle, jak Francesco, Clara, Benedetto i przyniosły/noszą owoce po dziś dzień.
Jakże mi do Nich daleko! I jak bardzo potrzebuję być oczyszczony przez słowo, które wypowiada Pan! A Słowo dziś mówi: dla prawych On chowa swą pomoc, On - tarczą żyjącym uczciwie. On strzeże ścieżek prawości, ochrania drogi pobożnych. Panie strzeż mojej drogi!