wtorek, 16 marca 2010

Przejrzeć?!

Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża. Słowa Żydów z dzisiejszej Ewangelii przypominają mi ludzi, którzy tak bardzo zapatrzeni są w swoje życie, że nie dostrzegają innych i tego, co się u nich dzieje. Często ja sam staję pośród tych "niewidomych". Dla Żydów przeszkodą było prawo i przyzwyczajenie do ślepego wypełniania Go. Dla mnie jest nią moja wygoda, moje zdanie o samym sobie (albo o tym drugim) lub - mówiąc wprost - mój egoizm.
Dlaczego właśnie o tym? Wielki Post to czas przemiany. Mojej i innych. To czas PRZEJRZENIA! Czy modlę się o to? Czy umiem ją dostrzegać i się nią budować? A może tylko grami udaję - tak naprawdę tylko sam przed sobą?!
Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło - mówi dziś Jezus. To nie jest łatwe zadanie. Ale każde drobniutkie (i większe) zwycięstwo Boga w moim życiu (bo trzeba to sobie jasno powiedzieć, że to nie jest "moje zwycięstwo") daje mi na to szansę...
Panie zwyciężaj zawsze!
PS
W ramach poszukiwań duchowych (i "jintelektualnych" ;), zajrzałem na stronę Strefy Kapłanów i znalazłem dobrą lekturę na temat zagrożeń duchowych. Polecam - nie tylko kapłanom!

niedziela, 14 marca 2010

Wolność - gdzie jest ta prawdziwa?

Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Słowa młodszego syna z dzisiejszej Ewangelii skłoniły mnie do zastanowienia się nad tym, gdzie jest prawdziwa WOLNOŚĆ. Bo przecież właśnie o wolność mu chodziło: być niezależnym, samowystarczalnym... A że przy okazji powiedział ojcu, że dla niego już nie żyje (bo przecież dopiero po śmierci ojca mógł odziedziczyć swoją część majątku), że zwabiony fałszywym poczuciem niezależności oddalił się od bezpiecznego domu ojca (gdzie był synem "pana domu"), że popadł w niewolę i musiał pracować jako świniopas (spełniając zadanie najbardziej haniebne z możliwych dla Żydów)... to nic?!
Ludzki rozum podpowiada, że nie... że to bardzo wiele... może nawet niewybaczalnie wiele! I dlatego tutaj interweniuje sam Ojciec - Bóg, który czeka na niego/na mnie ze swą miłością. Dziś zrzuciłem z was hańbę egipską - mówi Bóg do Izraelitów na granicy Ziemi Obiecanej. Co jest tą "hańbą"? Oczywiście jest nią niewola egipska, służba innemu panu niż sam Bóg. Dla nich to była rzeczywistość historyczna. Dla nas jest to symbol "rzeczywistości grzechu". I tylko Bóg może zdjąć ze mnie tę "hańbę". Sam tego nie mogę uczynić: w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów.
Ale jest i "druga strona medalu" - jest starszy brat i znowu jego słowa skierowane do Ojca: tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu. Jakże są one smutne, jakże pełne rozgoryczenia, wyrzutu, poczucia niesprawiedliwości. On także chciałby być wolny. Niestety - będąc wciąż w domu Ojca (a w dalszej perspektywie w swoim domu) - wciąż nie znajduje tu wolności. Wydaje się mu, że spełnia rolę tylko sługi (o której zamarzył nawrócony młodszy brat!), co czyni go nieszczęśliwym.
Ileż to razy i ja "urywam się z łańcucha" ojcowskiej miłości?! I popadam w niewolę! Ileż to razy będąc w domu Ojca, wciąż wyobrażam sobie, że to właśnie mnie ogranicza!
Odpowiedzią na to zawsze jest Boże miłosierdzie, które jako jedyne może obdarzyć mnie prawdziwą WOLNOŚCIĄ.
PS
Czy ta przypowieść stwierdza, że mogę sobie "pogrzeszyć", bo Bóg miłosierny mi i tak przebaczy? I tak, i nie. Tak - w odniesieniu do drugiego elementu: Bóg przebaczy (oczywiście jeśli przyznam się doi tego, że potrzebuję nawrócenia: ojcze zgrzeszyłem...). Nie - w odniesieniu do pierwszego: grzech zawsze jest nieszczęściem, niewolą, raną, która pozostawia trwały ślad w moim życiu. Grzechu mam więc unikać (jak ognia), ale jeśli mi się przydarzy, to mogę mieć nadzieję, że mam gdzie wracać.