piątek, 31 lipca 2009

Czas na rachunek

Mija pierwszy miesiąc pobytu w Perugi. Wiele zyskałem, wiele straciłem. Czy jestem z siebie zadowolony? Po wczorajszych i dzisiejszych lekcjach z V zdawać by się mogło, że powinienem. Jednak gdy spojrzę realnie... mogłem o wiele więcej. Ale nie ma co się żalić nad rozlanym mlekiem. Za dwa miesiące Rzym. I jak mówią Włosi: "sarà quel che sarà" /w wolnym tłumaczeniu: będzie, co będzie/
***
A dzisiaj usłyszałem w czasie krótkiej homilii z okazji wspomnienia św. Ignacego z Loyoli, że i dzisiaj potrzebni są tacy Święci. I to mnie ruszyło. Przypomniałem sobie te słowa, gdy wybrałem się na wieczorny spacerek - "giro di Perugia".
Tylko, że przerażają minie te słowa Jezusa: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Na dziś tego nie potrafię. Trzeba mi się do tego przyznać - jasno i stanowczo. Czy będę potrafił jutro? Czy tego chcę? Czy wierzę, że mogę tego na prawdę zapragnąć? Trzeba mi sobie zrobić porządny rachunek...

środa, 29 lipca 2009

Dla kogo to robię?

Dziś w szkole ciężki dzień. Jeszcze jedna godzina z M i chyba bym zwariował. Nie no przesadzam, ale nie wiele brakuje, bym miał nie tylko myśli, ale i czyny mordercze... I jak ukojenie przychodzi dziś Słowo...
***
Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Czasem przypominam taką Martę, która wiecznie jest zabiegana, zapracowana. Gdzieś się śpieszy, gdzieś biegnie - bez zastanowienia. Doświadczenie pobytu w P jest dla mnie o tyle nowe, że właśnie nie muszę już tak czynić. I jest to trudne!
W perspektywie dnia dzisiejszego natomiast muszę postawić sobie pytanie o to z jakim zaangażowaniem – także zewnętrznym – przyjmuję przychodzącego do mnie Gościa – Jezusa? Czy np. uczę się, sprzątam, gotuję, zaharowuję się, dla prestiżu i docenienia przez innych, czy też moje obowiązki spełniam ze świadomością dla Kogo mam to czynić?
To ważne pytanie - miłość do Pana można wyrazić także przez pracę, ale nie jedynie przez nią!

wtorek, 28 lipca 2009

Różnica

...dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego - usłyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii. Wielu z nas pomyślało oczywiście najpierw o tym, kim są synowie Złego i którzy to są. Tylko niektórzy zapytali się, czy do nich nie należą. Nieliczni zaś zdali sobie sprawę z tego, że są synami królestw - Królestwa Bożego.
Gdzie więc jest różnica? Pierwsi szukają zła zawsze poza sobą. Drudzy zbyt często widzą w sobie tylko zło. Trzeci natomiast znają prawdę. Dlatego, pierwsi pewni są zbawienia, drudzy obawiają się potępienia, a ostatni czasem są zbyt zuchwali. Wszyscy jednak możemy znaleźć się pośród tych, którzy jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego albowiem Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia...

niedziela, 26 lipca 2009

Nakarmić

Od rana dzień pełen wrażeń. Najpierw było wczesne wstanie i spacer na Watykan, by zająć miejsce w kolejce do Muzeów Watykańskich. Potem było ponad godzinne czekanie i w końcu otworzył się przed naszymi oczyma inny świat. I wtedy przypomniała mi się dzisiejsza Ewangelia...
***
Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili? To pytanie, które miało sprowaokować Apostołów do działania, jest także pytaniem do mnie. Dlaczego? Stojąc w kolejce zauważyłem, że nie wszyscy tam "współstojący" to chyba katolicy. Co więcej, niektórzy chyba nie do końca wiedzieli w ogóle, gdzie są. I właśnie także ich Apostołowie i Ich Następcy mają nakarmić. Albowiem Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. A "nie samym chlebem żyje człowiek".
Nasze "przemknięcie" przez MV dało tego wyraz szczególny - Kościół był tym, który promował i tworzył sztukę przez duże S - nie tylko tę związaną z religią i wiarą. Trzeba karmić współczesnego człowieka w każdy możliwy (i godziwy) sposób! Trzeba go nasycić, bo inaczej swój głód zaspokoi truciznami i ochłapami rzucanymi przez tych, którym na zdrowym wzroście ludzkości cokolwiek nie zależy (mówiąc delikatnie).

sobota, 25 lipca 2009

Sługa wszystkich

Dziś "giro di Roma", czyli Rzym w kilkanaście godzin... Najpierw oczywiście Bazylika św. Piotra i grób mojego Patrona oraz grób "naszego" Papieża. I przypomniała mi się od razu dzisiejsza Ewangelia (ze święta św. Jakuba)...
***
kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą... Jakże bardzo te słowa pasują do Apostoła Piotra i Piotra Naszych Czasów - Apostoła Świata. Być sługą - wszystkich. To dlatego tak wielu zatrzymuje się właśnie przed tą niszą w kryptach Watykanu. Owszem, był to Wielki Pontyfikat, był to Wielki Człowiek, ale przede wszystkim (dla mnie, i myślę, że dla wielu innych) - Wielki Przykład Pokory i Sługi!
Sługo Boży Janie Pawle II - wstawiaj się za nami!
***
A wieczorem druga część zwiedzania: Fontanna di Trevi, Schody Hiszpańskie, Pomnik Ojczyzny i Rzym nocą z tarasu naszego domu. A za oknem znowu wciąż pulsujący życiem świat...

Droga

A dziś notka z Wiecznego Miasta. Tak, bo co jakiś czas trzeba "pokazać" się przełożonym, no i oderwać od klimatów "perugiańskich". Ale tak na serio, to już tęsknię za ciszą miasta Etrusków i z tamtejszym klimatem. Bo tutaj za oknem wrze życie a termometr pokazuje (o 00:10) 30 st. C! Uff jak gorąco...
***
Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Bóg sieje słowo we mnie co dzień. Co dzień także staram się jakoś do Niego odnieść... a jednak wiąż przychodzi Zły i Je porywa!
Słucham a nie rozumiem - taką diagnozę stawia Chrystus. I jest to na pewno diagnoza skuteczna. A lekarstwo? Nie tylko słuchać, ale także "wsłuchać" się. Bo ze słowem jest jak z tym, co jest na drodze - wielu przechodzi i szybko mogą zagłuszyć Słowo. Ale, jeśli cały dzień będę się wsłuchiwał, to na mam szansę (0bietnicę?), że w końcu coś zrozumiem, że w końcu słowo w sobie utrzymam...
Żebym nie był drogą... ale żyzną rolą!

środa, 22 lipca 2009

Potęgi (nie) z tego świata

Czasem jest taki dzień, jak dzisiaj -niby zwyczajny, a jednak niezwykły. W szkole dobrze poszło, obiad smakował, trochę odpocząłem, trochę popracowałem, porozmawiałem z człowiekiem życzliwym. Czyż trzeba czegoś więcej? Czyż może istnieć wspanialszy dowód, na to, że...
...jak śmierć potężna jest miłość.
Czyż jest trafniejsze porównanie? Czyż jest coś potężniejszego od Miłości i śmierci? Życie. Tak, ale ono zawsze jest dla nas drogą ku śmierci - powie ktoś - i oby nie było drogą bez miłości.
Ale jednak to życie! Bo przecież On zmartwychwstał. Zaświadcza o tym dzisiejsza Patronka: Widziałam Pana i to mi powiedział. To Miłość pokonała śmierć i dała życie - nowe życie. Wszystko zaczęło się niejako od nowa. Wszystko znowu ma szansę wrócić do właściwego porządku - porządku miłości i życia. Obym potrafił zapłakać i zobaczyć - właśnie przez łzy - prawdziwe Życie i jedyną Miłość!

wtorek, 21 lipca 2009

Tak, ale jak to się robi?!

...kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. Bez zbędnego komentarza! Amen.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Wielki znak

Izraelici podnieśli oczy, a ujrzawszy, że Egipcjanie ciągną za nimi, ogromnie się przerazili. (...) Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? (...) Czyż nie mówiliśmy ci wyraźnie w Egipcie: Zostaw nas w spokoju, chcemy służyć Egipcjanom.
Jakże bardzo przypominamy Izraelitów ciągnących ku Morzu Czerwonemu. Przed nami to, co nieznane i groźne a za nami nasi wrogowie, których dobrze znamy, ale gotowi nas wymordować. Znikąd pomocy, znikąd ratunku! Tylko usiąść i płakać.
A jednak to nie cała prawda! Mojżesz odpowiedział ludowi: Nie bójcie się! Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawienie od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Bóg walczy za swych wybranych. Bóg jest tym, który pokonuje naszych wrogów. Bóg przeprowadzić może (i przeprowadza) przez to, co odległe i nieznane.
Wielu potrzebuje wciąż nowych "dowodów", że Bóg jest, że kocha, że coś Go obchodzimy. A przecież odpowiedź już padła - jedna i najważniejsza:
żaden znak nie będzie (...) dany, prócz znaku proroka Jonasza. Albowiem jak Jonasz był trzy dni i trzy noce we wnętrznościach wielkiej ryby, tak Syn Człowieczy będzie trzy dni i trzy noce w łonie ziemi. Jezus Chrystus zwyciężył - przeprowadził nas przed odmęty śmierci, pokonał naszych wrogów - szatana i śmierć.
Obym potrafił uwierzyć - każdego dnia - że to dotyczy także mnie. Wtedy nie będę tęsknił do niewoli Egiptu moich grzechów. Wtedy nie będę się lękał i tego co przede mną! Albowiem oto tu jest coś więcej niż Jonasz. (...) oto tu jest coś więcej niż Salomon.

niedziela, 19 lipca 2009

sobota, 18 lipca 2009

Ojcowska dłoń

Dziś dzień odpoczynku, a właściwie słodkiego lenistwa. Tylko, czy owoce nie będą z tego kwaśne?
***
Ale w Ewangelii słyszę, że Chrystus jest Tym, który trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi. Słowa te oczywiście nie usprawiedliwiają mojego grzechu czy mojej słabości (i nie chcę nawet, by tak było), ale jednak dają nadzieję, że Zbawiciel jest Cierpliwy i wielkiego Miłosierdzia. Do póki widzi nadzieję, do póty nie zniszczy życia, które jeszcze się tli.
Mogą przekreślić nas ludzie, układy, nasze serca i my sami siebie, ale Bóg zawsze pragnie wyciągnąć do nas Ojcowską dłoń. Oczywiście ode mnie zależy, czy ją przyjmę, czy z szacunkiem i pokorą ucałuję, czy też odrzucę, albo (nie daj Boże) opluję. On daje mi szansę. Tylko, czy ja z niej skorzystam...

czwartek, 16 lipca 2009

Dzięki Ci Jezu!

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. To moje ukochane zdanie z Ewangelii. Tyle razy wyrywało mnie z ciemności i marazmu. Tak jest też dzisiaj. Dzięki Ci Jezu, za to, co dla nas uczyniłeś.

środa, 15 lipca 2009

Kimże jestem?!

Dziś (?) zostałem wujkiem (po raz drugi!). F. urodził się zdrowy i to jest najważniejsze. A w szkole, jak to w szkole - dużo nowego i sporo "starego". Ale "ruszyło mnie", gdy V. zaczęła pouczać nas, że przecież powinniśmy mówić nie o piekle, ale o niebie, no może o czyśćcu. Tia... Jak w tym kabarecie - kiedyś się zdziwi... Ja tego nie życzę nikomu, ale jeśli nie wierzysz "na słowo", to obyś nie przekonał się "na własnej skórze". Ale...
***
...Kimże jestem - jak pytał Mojżesz. Nie mnie jest iść do faraona. Sam nic nie zdziałam. Wszak jestem w niewoli. Trzeba mi uniżyć się i przyjąć łaskę Pana. Tylko w Jego obecności coś potrafię, do czegoś jestem zdolny. Jak pisał św. Wincenty: "Sam nic nie mogę!".
Wszak jest tak, jak powiedział Jezus: Ojcze(...) zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Chryste bądź moją siłą i natchnieniem!

wtorek, 14 lipca 2009

Wyrzuty (sumienia?)

Oggi/adesso fa caldo! Czyli po naszemu żar leje się z nieba (teraz termometr pokazuje 34 stopnie).
***
A Jezus w Ewangelii czyni wyrzuty miastom, w których najwięcej Jego cudów się dokonało, że się nie nawróciły. Mój Boże! Nie dalej jak kilka dni temu sam wyliczałem cuda, których stałem się świadkiem i uczestnikiem/adresatem. A ilu nie jestem świadomy?
Potrzeba mi więc poczynić sobie samemu wyrzuty, bo za pewne wielu innych "grzeszników" (vide Sodoma) już dawno by się nawróciło. A ja wciąż czekam! Na co? chyba na głos trąby ostatecznej...
Panie Jezu Chryste ulituj się nade mną grzesznikiem!

poniedziałek, 13 lipca 2009

Mój krzyż

Dziś ciężko było mi wysiedzieć na lekcjach. Głowa ciążyła, serce (pobudzone nie potrzebnie kawą) szalało i jeszcze wydawało mi się, że "już to wszystko wiem", na przemian z kompletną "czarną dziurą". A potem wróciłem i znowu nie chciało mi się nic! I tak chyba miało być do wieczora, gdyby nie...
***
...zdanie z dzisiejszej Ewangelii: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Ileż to razy już je słyszałem, ileż razy rozważałem, ile razy przeszedłem obok niego obojętnie. Tym razem dotknęło mnie w kontekście dnia dzisiejszego. Nie wczoraj i nie jutro, ale dziś! I to ciekawe, bo Chrystus mówi także w czasie teraźniejszym (bierze).
Oczywiście, że są cięższe, większe i "godniejsze" krzyże... dziś jednak moim "krzyżykiem" jest to, co jest tu i teraz - nauka, tęsknota, niechęć do pokonania lenistwa... I nie chcę się żalić, albo chwalić, ale zdałem sobie sprawę, że to JEST MÓJ KRZYŻ na dziś. A krzyż, jak to krzyż, może przerazić i stać się miejscem porażki; albo (w swoisty sposób) zdopingować i stanie się wtedy zwycięstwem.
Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Zasada jest jasna! Doskonale ukazuje to życiorys dzisiejszego Patrona - św. Andrzeja Świerada. Jak podał Sł.B. Jan Paweł II w Liście apostolskim "Korzenie religii chrześcijańskiej w Polsce": Świerad urodził się około 980 roku (sic!-zc) w rodzinie wieśniaczej, w Polsce. Wezwany przez Boga (...) założył na przełomie X i XI wieku pustelnię... I to mnie (mówiąc językiem młodzieży) "rozwaliło". W kilkadziesiąt lat po chrzcie Polski (ekhm tzn. Mieszka i Jego dworu), znalazł się człowiek, który zrozumiał, co znaczy "wziąć krzyż" i "stracić życie". Dla Niego i w Nim Krzyż Chrystusa zwyciężył!
Święty Świeradzie, módl się za nami!

niedziela, 12 lipca 2009

Misja

Dziś, po wczorajszych wojażach, dzień "a casa". Oczywiście z jednym wyjątkiem - niedzielna Msza. Nawet pouczyć się nie pouczyłem, bo jak święto, to święto...
***
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch - tak stwierdza dziś w Ewangelii św. Marek. To proste zdanie niesie jednak wiele treści - wszak Jezus po raz pierwszy powierza ludziom (dodajmy prostym) niezwykle istotną sprawę: głoszenie Dobrej Nowiny.
Nasz Gospodarz - Parde V. - dziś zadał natomiast w homilii bardzo ważne pytanie: "co jest misją chrześcijanina". I udzielił prostej (co nie znaczy, że łatwej) odpowiedzi: miłość. Poruszyły mnie te słowa właśnie swą prostotą. Przecież o to właśnie chodziło Jezusowi, gdy wysyłał owych Dwunastu. Przecież o to chodzi Mu i dzisiaj. My chrześcijanie powinniśmy ukazać i okazać temu światu MIŁOŚĆ.
Dla nas chrześcijan - że pójdę za słowami Padre V. - miłość Boża "unaocznia się w sakramentach". A zwłaszcza w s. pokuty i pojednania - sakramencie miłości i miłosierdzia Boga. I o tym właśnie pisze św. Paweł: W Nim [w Chrystusie] mamy odkupienie przez Jego krew - odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. I to właśnie (w praktyce) czynili Apostołowie, gdy wyrzucali (...) wiele złych duchów.
Jednak nie wystarczy wiedzieć. Trzeba wysłuchać i przyjąć, bo inaczej Świadkowie Zmartwychwstałego mogą otrząsnąć pył mego domu ze swych stóp i pójść gdzie indziej.
O Panie mój, nie omijaj mnie proszę! Chciej się zatrzymać!

sobota, 11 lipca 2009

Wydać owoce

A dziś był Asyż. Właśnie wróciłem i dotarło do mnie, że w dniu św. Benedykta odwiedziłem innych Wielkich świata, który wydaje się, że bezpowrotnie minął (a szkoda) - św. Franciszka i św. Klarę.
Jakby na potwierdzenie tych słów zderzyły się dziś (we mnie i wokół mnie) dwa światy - cisza panująca przy kościółku św. Damiana i gwar głównej ulicy/placu w P. Z jednej strony zaduma i doświadczenie (autentyczne!) spotkania z Bogiem, z drugiej - (nie mniej autentyczne) doświadczenie spotkania z tym światem. Dobry dzień... Wiele dał mi do myślenia... No i jeszcze kawałek (sporej wielkości) storia di chiesa.
***
A w Ewangelii (przynajmniej tutaj ;) usłyszałem: Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Jakże to prawdziwe i na czasie w kontekście dzisiejszego dnia. Były takie latorośle, jak Francesco, Clara, Benedetto i przyniosły/noszą owoce po dziś dzień.
Jakże mi do Nich daleko! I jak bardzo potrzebuję być oczyszczony przez słowo, które wypowiada Pan! A Słowo dziś mówi: dla prawych On chowa swą pomoc, On - tarczą żyjącym uczciwie. On strzeże ścieżek prawości, ochrania drogi pobożnych. Panie strzeż mojej drogi!

piątek, 10 lipca 2009

Bez obawy

Ciężki dzień na "uczelni". Trzy godziny "esercitazioni orali" (ćwiczeń w mówieniu) dało mi w kość. No i chyba jeszcze i to, że kończy się tydzień. Ale ogólnie to przecież prawie jak wakacje. Tylko, to "prawie", co jednak "robi różnicę";-)... Jest jednak lepiej, niż myślałem.
No i jeszcze małe "chwalipięctwo": w czasie rannej Mszy "przeliterowałem" publicznie fragment kanonu. Nie wiele to, ale na początek starczy.
***
W tym kontekście inaczej/na nowo odczytuję słowa z dzisiejszego pierwszego czytania: Idź bez obawy do Egiptu... Nie wiem,czy naciągam Słowo, ale i ja trochę czuję się jak w Egipcie. Niby ma mi tu być dobrze, niby dotarł tutaj wcześniej "Józef", niby wierzę, że tak chce Bóg, ale... zawsze pozostaje to "ale", które podpowiada niezmiennie "Kosmaty". A przecież Pan mówi: Ja pójdę tam z tobą i Ja stamtąd cię wyprowadzę... :-) Więc mam nadzieję, na szczęśliwy powrót.
A Jezus (niejako) dodaje: nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić (...) gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was. Oczywiście chodzi tu o dawanie świadectwa - Żydom i poganom. Ale czyż świadectwem nie jest całe nasze życie - także to, co inni widzą - a nie tylko to, co słyszą? Patrząc na nas widzą naszą wiarę (albo jej brak). A dawcą wiary jest Duch działający w Kościele. Przyjdź (więc) Duchu Prawdy!
***
W tej chwili zaczyna padać w Perugii (gdzie jestem na języku). A przecież miał się odbyć "Umbria Jazz 09". Niebo zaciągnęło się po horyzont i chyba z dzisiejszej publiki nie będą mieli artyści pociechy.

czwartek, 9 lipca 2009

Wspominki i dzięki

Dziś nawet dobry dzień, po ciężkiej zdrowotnie nocy...
***
A w refrenie Psalmu usłyszeliśmy: Wspomnijcie cuda, które Pan Bóg zdziałał... Wspomnijmy!
Począłem się, urodziłem, wyzdrowiałem (chociaż lekarze nie dawali szans), wzrastałem bez większych zmartwień, poznałem, co to znaczy być zakochanym, usłyszałem powołanie, przeżyłem nawrócenie, otrzymałem miłosierdzie, zostałem kapłanem, dostałem wspaniałą parafię, poznałem wielu dobrych ludzi, wszedłem na Drogę, dostałem szansę, by uczyć się dalej, wyjechałem do Włoch, żyję nadal...
Lista pewnie powinna być dłuższa, ale i to wystarczy. Mam co wspominać! Mam za co dziękować. No i przecież w Ewangelii usłyszałem: Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie.
Dzięki Ci Panie, za Twe wielkie dary, za dobrodziejstwa, w których nie masz miary...

środa, 8 lipca 2009

Owce Pana

Rano odprawiliśmy Mszę w kaplicy sióstr (jakich - non lo so). Nawet "kawałek" kanonu odcyfrowałem "po włosku". Potem dwie wizyty w szkole, bo zajęcia rano i późnym popołudniem/wczesnym wieczorem.
***
Dwunastu wysłał Jezus... Ten dzisiejszy fragment przypomniał mi się, gdy siedziałem przy jednym stole z ludźmi z wielu krajów: Łotyszką, Austriaczką, Amerykaninem, Turkiem, Libijczykiem, Cypryjczykiem-Grekiem i Polakiem. rozmawialiśmy w kilku językach, śmialiśmy się... Padały także pytania, dlaczego jesteśmy księżmi, od kiedy i co, to znaczy, że jesteśmy księżmi (J: "To nie możecie mieć żony?";-( (sic!))
Ani słowa jednak o Bogu! A przecież można było. Chrystus wprawdzie powiedział do Apostołów: Nie idźcie do pogan, ale... przecież Paweł jednak poszedł, Wojciech poszedł, tylu innych misjonarzy nadal idzie... Dlaczego nie ja - tu i teraz? Trzeba spróbować - jeśli taka będzie wola Pana. Przecież on mówi: Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Idźmy - tyle jest owiec Pana, które jeszcze Go nie znają!

wtorek, 7 lipca 2009

Robotnicy potrzebni

Rozmowa na lekcji: "Ty chodzisz codziennie do kościoła? Na prawdę? No, bo, że księża... ale ty?! Mówię to, bo sama nie chodzę w każdą niedzielę." "A dlaczego professoressa nie chodzi w każdą niedzielę?" "A to dobre pytanie. Perche?"
***
Przypomniało mi się dlaczego postanowiłem jednak odpowiedzieć "tak" na wołanie, które odezwało się we mnie (po kilku latach przerwy) pewnego styczniowego/lutowego (nie pomnę dokładnie) dnia... Przecież "tyle jest serc, które czekają na Ewangelię... wciąż!" A "dowód" na to też był/jest nauczycielem.
I oczywiście wciąż jest za mało tych, którzy będą świadkami, dlatego trzeba nam pamiętać o nakazie (to nie jest tylko prośba!) Pana: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Za świętym Ojcem Założycielem - Wincentym Pallottim - powtórzę wieć tę najktótszą modlitwę "powołaniową" - "Poślij Panie robotników na żniwo swoje!" Bo przecież wciąż niektórzy nie wiedzą "po co iść do kościoła"/"dlaczego tam nie chodzą"...

poniedziałek, 6 lipca 2009

Wiara uzdrawia!

Dziś pierwsze lekcje z języka włoskiego. Błogosławione niech będą godziny spędzone u AD na języku jeszcze a Polonia. Dziś czułem się jak Włoch (no prawie, jak Włoch).
***
Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła - mówi dziś Jezus do uzdrowionej kobiety. Bardzo ciekawe jest jednak przeczytać te słowa po włosku. Brzmią one tak: Coraggio, figliola, la tua fede ti ha guarita. A co tłumaczy się dosłownie (według mnie;-): "Odwagi, córeczko, twoja wiara cię UZDROWIŁA".
Wiara UZDRAWIA. Jeśli miałbym żywą wiarę (żywą relację z Jezusem Chrystusem, moim Panem), to zostałbym uzdrowiony.
Jaka więc jest moja wiara, w porównaniu do wiary tej kobiety, skoro ona została uzdrowiona, a ja wciąż cierpię na tyle dolegliwości/chorób - ciała i ducha.
Trzeba mi za Patriarchą Jakubem jasno sobie powiedzieć: Pan będzie moim Bogiem. I tylko ON.

niedziela, 5 lipca 2009

Zadziwienie

Dziś domenica - "dzień Pana". Jakże inna jest ona od dotychczasowych. Spędzona w pokoju i w mieście, a nie w zakrystii, w konfesjonale, czy przy ołtarzu...
***
Oczywiście Eucharystia była, ale (chciałoby się rzec) to nie to. A jednak! Właśnie może dlatego, że była tylko jedna, była taka szczególna. I jeszcze to wysłuchane - oczywiście po włosku - kazanie (nie po to by porównywać, krytykować czy uczyć się, ale z ciekawością). Dotknęło mnie prostym zdaniem na koniec: "nasze życie to krzyż". Tyle razy to już słyszałem, a jednak po raz kolejny mocno mnie poruszyło. Zdziwiłem się?
***
Skąd On to ma?
- pytali mieszkańcy Nazaretu. Przecież znali Go dobrze (a przynajmniej tak im się wydawało). Mieszkała do niedawna wśród nich, pracował, modlił się. I oto nagle staje przed nimi inny, odmieniony?! Znając Go, jednak nie poznają.
Ileż to razy i ja staję przed moim bratem/siostrą, który/a doświadczył/a przemiany i nie mogę się nadziwić, że tak się stało?! Ileż to razy sam patrzę na siebie i widząc (realną!) szansę, by stać się innym, stawiam głupkowate pytanie o to, skąd, jak i w ogóle "jakim cudem"...
A Pan dziś spokojnie, jak do Pawła, powtarza: wystarczy ci mojej łaski. Zaraz też słyszę: Moc bowiem w słabości się doskonali. Nie ma więc, co "wierzgać" na moje życie - właśnie w moich słabościach mogę stać się silny. Przecież ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny - mocny Bogiem.

sobota, 4 lipca 2009

Odnowić się

Dziś sobota, dzień bez wykładów...
***
Rano była Eucharystia, sprawowana w małym włoskim kościółku po sąsiedzku, wraz z kapłanami z Włoch, Nigerii, Chorwacji i Polski. Uniwersalny wymiar Eucharystii... Potem było lenistwo i ochota, by tak było zawsze. A potem znowu zajrzałem na stronę "strefy kapłańskiej" - z ciekawości i pewnie za natchnieniem Ducha Świętego. Dlaczego za natchnieniem? Bo stan otępienia minął, bo znowu poczułem, że "jestem wdzięczny za to, że jestem kapłanem" (cytując spotkane tam świadectwo).
A jeszcze trochę później trafiłem na to: film o powołaniu kapłańskim - "Rybacy ludzi". Polecam go Kapłanom i myślącym o powołaniu, ale i wszystkim innym. Może atmosfera i słowa urzekną i odmienią Was, jaka mnie...
***
Bo trzeba nam się odnowić. A raczej - dać się odmienić. Inaczej nic nie da przyjmowanie nowego. Trzeba się stać NOWYM. Porzucić to, co stare, a pozwolić, by stało się nowe. I nie ma co się oszukiwać - reforma starego się nie powiedzie. Nowość Ewangelii może przyjąć tylko NOWY (człowiek): młode wino wlewa się do nowych bukłaków.

piątek, 3 lipca 2009

Dotykając nieznanego

Powyższy tytuł odnosi się dziś za równo do minionego dnia, jak i do Słowa. Ale po kolei...
***
Rano poszliśmy (ze Współbratem) na uczelnię. I od razu doświadczyliśmy włoskiego stylu: Professoressa spóźniła się ze 20 minut, po czym połowie z nas kazała wyjść, bo mamy być podzieleni na grupy (wiedzieliśmy o tym, ale nikt nie zadecydował "za nas" do której grupy chcemy należeć). No więc był powrotny spacer przez miasto, a potem (po 2 godzinach) spacer na uczelnię(bis).
W grupie okazało się, że są sami nie-Europejczycy i to już była dla mnie nowość. Ale jeszcze większą nowością byłem ja (oraz Współbrat i dwaj kapłani z Nigerii, a także dwie Siostry z Azji) dla kolegi z Chin: Che cosa e sacerdote? Qui e chiesa? :-)
***
Mio Signore e mio Dio!
- okrzyk Tomasza jest także dotknięciem nieznanego. Zdziwieniem (ale i zaraz wyznaniem wiary) wobec (i w) Tego, którego - tak na prawdę - się nie znało do tej pory! I tu rodzi się pytanie: czy jeszcze potrafię dotykać nieznanego/Nieznanego? Czy też "pozjadałem wszystkie rozumy"? Potrzeba mi wciąż pochylać głowę i zginać kolana przed Tajemnicą!

czwartek, 2 lipca 2009

Z ziemii włoskiej...

Przeczytałem dzisiaj wiadomość, że istnieje coś takiego jak "strefa kapłanów", czyli portal dla kapłanów i o kapłanach. Doszedłem do wniosku, że i ja przecież zaliczałem się trochę do tej wspólnoty, która przez internet pisała o Bogu i o sobie. Postanowiłem, że trzeba będzie znowu zabrać się do pisania. Przecież to ani trudne, ani pracochłonne.
***
Co więc u mnie? Od tygodnia nie ma mnie już w Polsce. Decyzją moich Przełożonych wyjechałem do Rzymu, by podjąć studia z zakresu Historii Kościoła na Gregorianie. Pamiętam, jakby to było wczoraj, gdy w styczniu zadzwonił do mnie Ks. Prowincjał. A dziś już 6. dzień, jak staram się "przerobić" mój język i myślenie na "włoskie".
Wczoraj zapisałem się na Uniwersytecie "per Stranieri" (dla obcokrajowców) w Perugii na j. włoski. Na razie na poziom A2. Zobaczymy, czy uda się coś więcej. Dziś byłem z Łukaszem (Luca) zobaczyć, gdzie będę miał wykłady. Początek już jutro. No zobaczymy...
***
Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów... Panie Jezu, jak to się dzieje, że tak wielu w to nie wierzy? Jak to się dzieje, że ja sam tak często w to niedowierzam? Może, nie miał kto ich przyprowadzić do Ciebie? Może ja ciągle twierdzę, że nie jestem tak całkowicie sparaliżowany?
Panie uzdrów mnie - z moich grzechów i mojego paraliżu... Dio stesso provvedera (Bóg przewidzi...)