niedziela, 5 lipca 2009

Zadziwienie

Dziś domenica - "dzień Pana". Jakże inna jest ona od dotychczasowych. Spędzona w pokoju i w mieście, a nie w zakrystii, w konfesjonale, czy przy ołtarzu...
***
Oczywiście Eucharystia była, ale (chciałoby się rzec) to nie to. A jednak! Właśnie może dlatego, że była tylko jedna, była taka szczególna. I jeszcze to wysłuchane - oczywiście po włosku - kazanie (nie po to by porównywać, krytykować czy uczyć się, ale z ciekawością). Dotknęło mnie prostym zdaniem na koniec: "nasze życie to krzyż". Tyle razy to już słyszałem, a jednak po raz kolejny mocno mnie poruszyło. Zdziwiłem się?
***
Skąd On to ma?
- pytali mieszkańcy Nazaretu. Przecież znali Go dobrze (a przynajmniej tak im się wydawało). Mieszkała do niedawna wśród nich, pracował, modlił się. I oto nagle staje przed nimi inny, odmieniony?! Znając Go, jednak nie poznają.
Ileż to razy i ja staję przed moim bratem/siostrą, który/a doświadczył/a przemiany i nie mogę się nadziwić, że tak się stało?! Ileż to razy sam patrzę na siebie i widząc (realną!) szansę, by stać się innym, stawiam głupkowate pytanie o to, skąd, jak i w ogóle "jakim cudem"...
A Pan dziś spokojnie, jak do Pawła, powtarza: wystarczy ci mojej łaski. Zaraz też słyszę: Moc bowiem w słabości się doskonali. Nie ma więc, co "wierzgać" na moje życie - właśnie w moich słabościach mogę stać się silny. Przecież ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny - mocny Bogiem.

Brak komentarzy: