poniedziałek, 28 września 2009

Trasloco...

...albo jak kto woli "cambiamento di casa", a po polsku "przeprowadzka". Wyjazd z Perugi (z łezką w oku), przyjazd do Rzymu, rozpakowanie, pierwszy wieczór już bardziej "u siebie", a teraz przede mną pierwsza noc.
Przesądny nie jestem (a przynajmniej staram się nie być), więc nie zastanawiam się nad tym, co mi się przyśni. Raczej poszukam gdzie indziej "programu na Rzym".
***
A w Ewangelii słyszę: Kto (...) jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki. I dziś te słowa na nowo stają się dla mnie aktualne. Bo też trzeba mi się uzbroić w pokorę i przywdziać zbroję prostoty.
I bardzo chcę, żeby to były nie tylko słowa. Nie będzie łatwo? Na pewno! Za wiele we mnie "starego człowieka". Ale jak będzie rzeczywiście, to nie wiem... Poczekam.
Dziś zaczynam nowy etap. I mam nadzieję, że nie będzie to tylko fizyczne "trasloco"... Otrzymałem na to wyjątkową szansę!

niedziela, 27 września 2009

Lepiej jest...

...dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła...
Na co dzień zdaję się nie dostrzegać tej prawdy, że grzech towarzyszy mojemu życiu, że jest (niestety) jego integralną częścią - i to już od pierwszych chwil "używania rozumu". Nie oznacza to jednak, że go nie ma.
Z drugiej zaś strony nie mogę "przeceniać" jego roli! Nie może być tak, że to grzech "kieruje" moimi poczynaniami, że jest pierwszą i ostatnią sprawą moich dni!
Co mam zatem czynić, by tak się nie działo? Jezus mówi dziś wyraźnie: Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; (...) I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; (...) Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je...
Wstrząsające te słowa, są takie właśnie po to, by mnie pobudzić do myślenia. Jednak nie o tym, "jak będę "wyglądał/a" bez nogi czy ręki?", ale o tym, "co się ze mną stanie, jeśli nie pozbędę się przeszkody na drodze do Zbawienia?".
Jezusowi nie chodzi więc (broń Boże!) o to, byśmy stali się "kalekami cielesnymi", ale o to, byśmy nie byli "kalekami duchowymi"! Grzech bowiem jest ciężką chorobą ducha, która potrzebuje radykalnego (ale i skutecznego) leczenia - najczęściej właśnie "amputacji" tego, co powoduje samą chorobę.
Nie mam więc, co żałować tych obszarów mojego życia, które - chociaż może nawet (o zgrozo!) podobają mi się, to jednak niechybnie prowadzą do mojej i (najczęściej także) cudzej zguby!
"Do nieba" bowiem "idzie" nasza dusza, a nie ciało! Zadbajmy więc bardziej o to, co trafi tam, niż o to, co pozostanie tutaj. Tak będzie naprawdę lepiej - i dla nas i dla innych!

sobota, 26 września 2009

Jakże to...?

Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi.
Każdego dnia spełniają się te słowa. Każdego dnia w moje - ludzkie i grzeszne - dłonie biorę Ciało Syna Człowieczego. Cud powtarza się w tak niezwykły, niezauważalny sposób. I za zwyczaj jest też tak, że (jak Apostołowie) nie rozumiem słów Jezusa... nie rozumiem dlaczego wydaje się "nam" i "za nas"...
A jednak tak się dzieje!
Trzeba więc w końcu wziąć sobie te słowa "do serca" przemyśleć, przemodlić... a także bez obawy pytać Jezusa: "Panie jakże się to dzieje?". I nie bać się wysłuchać Jego odpowiedzi!
Dzięki Jezu, dzięki Jezu, że kochasz mnie...

czwartek, 24 września 2009

Tchórz, czy ciekawski?

Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. (...) I chciał Go zobaczyć. Świadomie zestawiłem te dwa skrajne zdania z dzisiejszej Ewangelii. Oto bowiem Herod po raz kolejny ukazuje się naszym oczom jako człowiek (delikatnie mówiąc) chwiejny (por. Mk 6,17n).
Oto z jednej strony niepokoi go działalność Jezusa, która przypomina mu zamordowanego na jego osobisty rozkaz Jana Chrzciciela (Mt 14,11), z drugiej jednak strony, pragnie spotkać się z Nieznajomym osobiście.
W konsekwencjach takiej postawy dostrzegam dwie prawdy: "lęk (zazwyczaj) nie pobudza do racjonalnego działania" oraz "ciekawość nie musi prowadzić do odkrycia prawdy". Są to moje dzisiejsze odkrycia. Ktoś powie - wcale nie wiekopomne. Prawda. Dla mnie jednak bardzo istotne.
I ja bowiem wiele razy mylę tchórzostwo z okazją do pokory oraz ciekawość z okazją do poszukiwania prawdziwych odpowiedzi. A to oznacza, że wcale nie jestem lepszy od Heroda. Chciałbym, a boję się... A letniego nikt nie lubi - także Bóg (por. Ap 3,15)
Panie wspomóż mnie swą łaską, bym nie bał się prawdy o mnie samym.

środa, 23 września 2009

Nic na siłę!

Jezus (...) wysłał [dwunastu], aby głosili królestwo Boże... I to jest pierwsze i podstawowe zadanie każdego apostoła - głosić, że ten świat w którym żyjemy nie jest dany człowiekowi "na zawsze"... że ten świat jest Tego, który go stworzył... że nikt z nas - ludzi nie może zarządzać całkowicie dowolnie tym, co nie jest jego własnością... że kiedyś będziemy rozliczeni z tego, jak wypełniliśmy polecenie Mistrza.
Tak dziś rozumiem te słowa - polecenie, by głosić Królestwo Boże. Dla mnie oznaczają one, że mam swoim życiem - poglądami i postawami, wyrażać właśnie tę prawdę: wszystko, co mam, jest od Boga i jest Boga. Ja otrzymałem to "tylko" (a raczej "aż") w dzierżawę. Nie wolno mi o tym zapomnieć. Inaczej zamarzy mi się zbudować swój własny świat (np. wieżę Babel), który nie będzie już Królestwem Boga, bo Jego już tam nie będzie. I to nie dlatego, że On tego nie zechce, ale dlatego, że ja ośmielę się Go stamtąd "wygonić" ("będziecie jak Bóg").
Dziś słowa te mają bardzo konkretną postać: mówienie prawdy wbrew kłamstwu, obrona życia wbrew śmierci, wystawienie się na pośmiewisko, bo poglądy nie pasują do nowoczesnego (czyt. laickiego) świata.
Jezu jednak nie zamierza zbawiać człowieka wbrew jego woli! Mówi więc do Apostołów: Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim! Nic na siłę!
Nie chcą - to wyjdź. Ale najpierw jednak ogłoś im prawdę o Królestwie Prawdy, Miłości i Dobra. Nie przyjmą? Trudno. Nie jesteś temu winny. Daj jednak świadectwo, że ci na nich zależy i (jeśli już nic innego nie zadziała) spróbuj zburzyć ich spokój gestem odcięcia się od ich "poglądów". Może chociaż to zrozumieją...
Panie Jezu, który umarłeś na krzyżu za Zbawienie wszystkich, obdarz mądrością i mocą Twojego Ducha wszystkich współczesnych Apostołów.

poniedziałek, 21 września 2009

Spróbować

Zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości.
Tak... Piękne słowa... Piękne idee... Tyle razy sobie obiecywałem, że staną się rzeczywistością... i jak zwykle poprzestałem na obietnicach. Najbardziej zaś boli to, że (często) wobec Tych, których naprawdę chcę kochać...
Ale to nie znaczy, że nie mam spróbować jeszcze raz. Czy ostatni i skuteczny? A tego, to nie wiem. Ale chcę... spróbować.
Panie spraw/pomóż, bym nie poprzestał tylko na chęciach i próbach!

niedziela, 20 września 2009

Służyć

Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich. Mocne i stanowcze słowa Jezusa wydają się być nieprzystające do naszych czasów. Czasów, w których liczy się zrobienie kariery, zdobycie władzy, pragnienie, by (jak mówią słowa piosenki sprzed lat) "mieć u stóp cały świat". Chrystus zaś mówi dziś nam: "Służcie. Tylko wtedy będziecie naprawdę wielcy."
Jak echo tych słów Zbawiciela brzmi fragment z listu św. Jakuba: Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Te żądze biorą się z pokus: z pożądania oczu, pożądania ciała i pychy tego żywota. Owładnięty nimi człowiek przestaje widzieć w drugim człowieku bliźniego, małżonka czy przyjaciela. Widzi w nim konkurenta, swoje zniewolenie, widzi wroga.
I wtedy już tylko krok do tego, by zapragnąć całej władzy - nie tylko nad życiem swoim, ale także tych, którzy są obok. "Bo jeśli nie ja - nimi, to oni - mną... będą kierować, rządzić. A ja będę musiał im służyć...!" I wyrywają się wówczas straszne słowa nieposłuszeństwa demona wobec Miłości Boga: "Ja nie chcę służyć". I szykujemy sobie "piekło na ziemi".
Skąd więc ta choroba naszej duszy? Trzeba popatrzeć na objawy: pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.
Potrzeba bowiem pokory (i znowu bardzo "nie dzisiejsze" słowo). Pokory przed Bogiem i przed człowiekiem. Potrzeba pochylić się nad tym najmniejszym i uklęknąć przed Największym. Tylko w ten sposób nauczymy się służyć. Tylko w ten sposób będziemy odporni na zakusy złego, który każdego dnia zastawia na nas zasadzkę, by poznać [naszą] łagodność i doświadczyć [naszą] cierpliwości.
Nie obawiajmy się jednak tego trudnego zadania. Ono przerasta nasze ludzkie siły, ale przecież Bóg mi dopomaga, Pan podtrzymuje me życie. Idźmy więc z odwagą w kolejny dzień, by... służyć.

sobota, 19 września 2009

Siena-Pisa-Morze Tyrreńskie...

...to chyba wszystko mówi. Chociaż nie! Nie da się tego opowiedzieć do końca słowami. I nie chodzi o samą podróż, zwiedzanie, dzieła sztuki, zapierające dech w piersiach katedry w Sienie i Pisie, czy zachód słońca nad Morzem... Chodzi także o atmosferę tego dnia - radosną, chwilami zadumaną, polską (z nutką włoskiej - kto był ten wie...) i o wiele, wiele innych rzeczy i spraw, a przede wszystkim chodzi o wspaniałych ludzi - towarzyszy tej podróży.
Dzięki Ci więc Boże za Tych wszystkich i za to wszystko!

piątek, 18 września 2009

Spostrzeżenia... anty-feministy(?)

I tak oto dobiega końca mój pobyt w Perugi. Ancora solo una settimana - jeszcze tylko tydzień. I wcale się z tego nie cieszę! Będzie mi brakować tych miejsc, ludzi, lekcji z E., V., i S. Będzie mi brakować wieczornego różańca, głosu p. V., atmosfery kościoła S. Filippo Neri. Naprawdę!
Z drugiej strony widzę też, jak bardzo ten czas jest dla mnie błogosławiony. Doświadczam upadków, powstań i radości z każdego dnia w którym to się dzieje. Widzę, że Pan wystawił mnie na próbę, ale dodał także sił - wielu sił. Ja, który twierdziłem, że nigdy nie nauczę się języka obcego zaczynam (podkreślam "zaczynam") mówić po włosku...
I trzecie spostrzeżenie: świat włoski i polski... W jednym i drugim jest cierpienie, radość, wiara i jej brak... i wiele innych (wspólnych) rzeczy. Oczywiście jest także to, co te "światy" różni...
***
...dziś chociażby Święto Św. Stanisława Kostki, który tutaj zdaje się być nie znany. Z tego powodu usłyszałem tu dziś inny niż w Polsce fragment Ewangelii (Łk 8,1-3).
I dotknęły mnie w nim słowa o tym, że w głoszeniu Dobrej Nowiny towarzyszyły Jezusowi także kobiety: C’erano con lui i Dodici e alcune donne. Dlaczego właśnie te słowa? Pewnie dlatego, że czasami chciałbym "pozbyć się problemu kobiet" przez zanegowanie go. A to nie jest najlepsze wyjście. Kobiety były, są i będą... dzięki Bogu! Tak, właśnie dzięki Bogu. Są ONE bowiem dla nas - mężczyzn BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM.
I nie piszę tego, by się Paniom "podlizać", ale zaiste to jest moje dzisiejsze odkrycie.
Dzięki więc Panie Boże za wszystkie Niewiasty, Kobiety i Panie, jakie postawiłeś na mojej kapłańskiej i męskiej drodze. Błogosław Im wszystkim, a zwłaszcza Tym, które skrzywdziłem!

czwartek, 17 września 2009

Niekonsekwentny

Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg... Nie dałeś Mi pocałunku... Głowy nie namaściłeś Mi oliwą... Jezus czyni tymi słowami wyrzuty faryzeuszowi, do domu którego został zaproszony. Można by powiedzieć, że przypomina mu zasady dobrego wychowani, do których tamten się nie zastosował. Ktoś powie - i cóż w tym wielkiego?!
Otóż Chrystus wykorzystuje tę sytuację, by pokazać - także mnie - jak bardzo ważny jest praktyczny wymiar miłości. Bo łatwo jest czynić "nadzwyczajności" (zaprosić na ucztę), ale o wiele trudniej trwać w miłości na co dzień.
I wcale Jezus nie zamierza wmawiać nam, że potrafimy pokochać Go miłością całkowicie bezinteresowną. Nie! Wręcz przeciwnie - potwierdza przecież słowa faryzeusza: będzie bardziej miłował (...) ten, któremu więcej darował Pan jego.
I tu jest cała moja niekonsekwencja. Byłbym wielkim kłamcą, co więcej czyniłbym z Boga kłamcę (por. 1 J 1,10), gdybym stwierdził, że nie darował mi bardzo, bardzo, bardzo wiele. A jednak, nie miłuję Go "bardzo, bardzo, bardzo". Do mnie nawet słowa Chrystusowego wyrzutu - ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje - nie mają zastosowania. Tak bardzo jestem niekonsekwentny!
Panie przymnóż mi miłości - jeśli nie tej całkowicie bezinteresownej, to przynajmniej tej wypływającej z wdzięczności!

środa, 16 września 2009

Non preoccupatevi!

Dziś Kościół wspomina męczenników Korneliusza (papieża) i Cypriana (biskupa). Z tej przyczyny usłyszałem dziś w czasie Mszy świętej fragment z Ewangelii św. Mateusza (Mt 10, 17-22), w którym dotknęły mnie słowa: non preoccupatevi di come o di che cosa dovrete dire, które Biblia Tysiąclecia przekłada jako: nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. Co ciekawe pierwsze znaczenie słowa "preoccupare" jest "zajmować całkowicie czyjąś myśl". Pamiętałem o tym, ponieważ było to jedno z pierwszych słów, jakie zapadły mi w pamięć (i serce), gdy zaczynałem uczyć się j. włoskiego.
I jest to bardzo na czasie, ponieważ zbliża się czas mojego wyjazdu do Rzymu i początek studiów, no i rodzą się "stare strachy" o to, co będzie i jak to będzie...
Dziś więc traktuję te słowa jako pewną odpowiedź, która może przynieść memu sercu wyciszenie i nadzieję, która (jak przypomniałem to sobie niedawno) zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Duchu Święty Pocieszycielu i Nauczycielu wlewaj każdego dnia w moje serce łaskę twojej nadziei!

wtorek, 15 września 2009

Piękne zaskoczenie

Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. I faktycznie jest tak, jak powiedział starzec Symeon. Tylko ile razy i ja jestem pośród tych, którzy "się sprzeciwiają"? A jednak Bóg wciąż gotowy jest tracić dla nas swoją miłość...
***
Dziś mija 11 lat od chwili, gdy rozpocząłem okres wstępny (czyli nowicjat) w Stowarzyszeniu. Szmat czasu za mną. I chyba przez tą rocznicę, pogodę i lekkie przeziębienie stałem się dziś jakiś melancholijny... W najśmielszych marzeniach nie mogłem oczekiwać, że po tych 11 latach będę tu, gdzie jestem. Bóg potrafi zaskakiwać (pięknie).
Dzięki Ci Panie za każdy z tych minionych dni (i za te, które przygotowałeś).

poniedziałek, 14 września 2009

Znak i rzeczywistość

Chrystus Jezus, (…) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, (…) aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca. Oto kwintesencja teologii Zbawienia, teologii Wolności, teologii Miłości. I jedne z moich ulubionych słów z listów Pawłowych.
Dziś słysząc je - po raz kolejny, ale po raz pierwszy po włosku - ponownie uświadomiłem sobie, jak rzadko zatrzymuję się przed krzyżem - znakiem mojego Zbawienia. Czyniąc go przy modlitwie, często czynię mechanicznie i bezrefleksyjnie. A przecież to jest nie tylko znak, ale i rzeczywistość - rzeczywistość, której po ludzku nie jestem w stanie pojąć ani (tak do końca) zaakceptować.
Dziś te słowa przypomniały mi także usłyszaną kiedyś prawdę, że każdy krzyż, będąc początkowo cierpieniem, jeśli zostanie zaakceptowany i pokochany, stanie się krzyżem chwały Boga w moim życiu. I jest to prawda, której także do końca nie jestem w stanie pojąć. A jeśli mój krzyż akceptuję, to tylko na krótką chwilę. Właśnie wtedy jednak przekonuję się, że to jest prawda, że potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego - także (i przede wszystkim) w moim życiu. Każdego dnia na nowo!
Dziś więc, w Święto Podwyższenia Krzyża Świętego pragnę zadumać się nad słowami kazania św. Andrzeja z Krety: Wielką zaiste i cenną rzeczą jest krzyż. Wielką, ponieważ przezeń otrzymaliśmy wiele dóbr... Cenną zaś, ponieważ krzyż jest znakiem męki i tryumfu Boga: znakiem męki z powodu dobrowolnej w męce śmierci; znakiem tryumfu, ponieważ dzięki niemu szatan został zraniony, a wraz z nim została pokonana śmierć; ponieważ bramy piekła zostały skruszone, krzyż zaś stał się dla całego świata powszechnym znakiem zbawienia.

niedziela, 13 września 2009

Wiara, a sprawa uczynków

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? (...) wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. MARTWA WIARA nie jest więc ożywiana przez uczynki, nie jest przez nie rozwijana i potwierdzana. Pozostaje na poziomie wegetacji - jedynie "jest". A tak być nie powinno!
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że oszukujemy samych siebie, jeśli myślimy, że "to mi wystarczy"... że "dobrze się z tym czuję"... że "inni też"... Żyjąc w ten sposób osiągniemy nie wiele, albo i nic. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.
Nie można być równocześnie "panem tego świata" i kroczyć ku Królestwu Bożemu. Każdym bowiem słowem, czynem i wyborem (czyli całą swoją postawą życiową), potrzeba wyrażać i potwierdzać wiarę. A to często oznacza rezygnację z tego, co tutaj jest "lekkie, łatwe i przyjemne". Z tego, co może przynosi chwilową korzyść i przyjemność, ale w ostatecznym rozrachunku jest przegraną.
Mówiąc najkrócej (i trochę dosadnie): nie da się żyć "w rozkroku" - mówiąc "wierzę, ale nie praktykuję", "wierzę, ale moją wiarą nie żyję", "wierzę, ale po swojemu". Albowiem wiara - jak przypomniał Papież Benedykt - nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem. (Warszawa, 2006).
Panie daj mi łaskę takiej wiary, bym mógł o Tobie świadczyć całym moim życiem.

sobota, 12 września 2009

Zawieść nie może...

...Nadzieja jako bezpieczna i silna kotwica (por. Hbr 6,19). To zawołanie nosi(ł) Arcybiskup Perugi - Mons. Giuseppe Chiaretti, którego dzisiaj w czasie uroczystej Mszy świętej pożegnali diecezjanie - wypełniając katedrę po same brzegi.
Piszę o tym, ponieważ wziąłem udział w tej uroczystości i zrobiła ona na mnie wspaniałe wrażenie. Pomyślałem, że nawet tutaj, gdzie na co dzień kościoły "świecą pustkami", są chrześcijanie, którzy kochają swego Pasterza i Kościół.
I gdy piszę te słowa, to przychodzi mi do głowy, że faktycznie "nadzieja jest jak bezpieczna i silna kotwica". Gdy bowiem już nic nam nie pozostaje, zawsze jest jeszcze ona - nadzieja, która zawieść nie może!(por. Rz 5,5).
Dlatego mam dziś bardzo radosne serce i tym chciałem się ze wszystkimi podzielić.

piątek, 11 września 2009

Słaby fundament? (2)

Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Te słowa przypomniały mi dzisiaj po raz kolejny "miejsce w szeregu".
Nie jestem mistrzem świata, nie jestem mistrzem nawet w tym drobnym fragmencie rzeczywistości, który mnie dotyczy. Jak więc mogę prowadzić innych? Jakim prawem mogę innych pouczać? Przecież tyle razy słyszałem: "A co ksiądz może wiedzieć", albo: "A księdzu to się nigdy nie zdarzyło?". Ileż to razy mówiłem innym, jak mogą poradzić sobie ze swoimi słabościami, a tak na prawdę, najpierw mi potrzeba było się do tych pouczeń zastosować?
Odpowiedź na powyższe pytania znalazłem w dzisiejszej Godzinie Czytań, gdzie umieszczono "Kazanie" bł. Izaaka, opata klasztoru Stella. Błogosławiony opat tak nauczał, mówiąc o istocie sakramentu pokuty: Wszystko to, co [Chrystus] znalazł obcego w Oblubienicy [tzn. Kościele - moje], usunął przybiwszy do krzyża. Poniósł nieprawości na drzewo krzyża i przez drzewo krzyża unicestwił je. To, co należało do natury Oblubienicy i było jej własnością, przyjął i wziął na siebie. To, co było Boże i należało do Niego, podarował. Co pochodziło od szatana, unicestwił, co należało do natury ludzkiej, przyjął, co zaś było Boskie, ofiarował, aby wszystko, co należy do Oblubieńca, należało i do Oblubienicy. (...) Kościół zatem bez Chrystusa nie może niczego odpuścić, a Chrystus bez Kościoła nie chce niczego odpuścić. Kościół może udzielić przebaczenia tylko temu, kto się nawraca, czyli temu, kogo Chrystus dotknął swą łaską. Chrystus zaś nie chce udzielić przebaczenia temu, kto pogardza Kościołem.
Czytając te słowa przypomniałem sobie mój wpis z przed kilkunastu dni. I postanowiłem go uzupełnić o powyższą refleksję.
Dzięki składam Temu, który mię przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę.

czwartek, 10 września 2009

Boża wyliczanka...

...tak właśnie refleksja przyszło mi dzisiaj "do głowy", gdy przeczytałem dzisiejszą Ewangelię i Czytanie "ze św. Pawła". Co one mówią? Jako (...) wybrańcy Boży - święci i umiłowani - obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko /przyobleczcie/ miłość, która jest więzią doskonałości... (św. Paweł) Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. (św. Łukasz)
A w każdym z tych słów przemawia do nas sam Bóg. I nie jest to wcale "głaskanie po głowie". Wiele razy buntowałem się/buntuję na te słowa: "dlaczego to właśnie ja mam kochać?"; "dlaczego pierwszy mam przebaczyć i wyciągnąć rękę do zgody?"; "dlaczego mam zamilknąć, gdy wiem, że jednak to ja ma rację?"; dlaczego...
Otóż dlatego, że jeśli (...) miłujecie tych tylko, którzy was miłują, [to] jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują.
Panie dzięki Ci, za to, że dziś pozwalasz mi doświadczyć prawdziwości i mocy tych słów!

środa, 9 września 2009

Bałwochwalstwo

Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Jakże radosne są słowa Jezusowych Błogosławieństw. Czujemy, że jest w nich zawarte to, co nazywamy "sprawiedliwością". Myślimy też, że i nas dotyczą. Ale czy na pewno?
To, że nie mam wielkiego bogactwa; to, że muszę troszczyć się o każdą złotówkę/euro; to, że nie zawsze na wszystko mogę sobie pozwolić... jeszcze nie oznacza, że na pewno jestem ubogi. Jest to prawda tyle razy już udowadniana, że nie warto ponownie tego czynić, więc pragnę wskazać na drobny szczegół.
A okazją do tego stał się dzień dzisiejszy. Miałem okazję zrobić coś dobrego. Nie zrobiłem. Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że z powodu mojej chciwości. I wcale nie chodziło o pieniądze. Chodziło o podzielenie się moją wiedzą (i zdolnościami?). Niestety, wolałem zachować to tylko dla siebie. Sprzedałem dobro za garstkę "świętego spokoju". "Nie chciało mi się" zaryzykować pomyłki, czy ośmieszenia.
I w tej właśnie perspektywie usłyszałem dzisiaj Pawłowe: Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. (...) Zadajcie (...) śmierć temu, co jest przyziemne w /waszych/ członkach: (...) chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem. Tak, to prawda, dziś (i wiele razy wcześniej) zamiast Bogu Jedynemu, oddałem chwałę bałwanowi - sobie samemu.
Nauka ta, może (chociaż nie musi) posłużyć mi na przyszłość. I jest to warunek podstawowy, aby otrzymać tę nagrodę, która wielka jest w niebie.

wtorek, 8 września 2009

Przeznaczenie?

Tych (...) których [Bóg] przeznaczył [na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna], tych też powołał, a których powołał - tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił - tych też obdarzył chwałą...
Wiele razy zdarzało się (w szkole i przy innych okazjach), że pytano mnie o to, czy jest coś takiego, jak "przeznaczenie". I oto dzisiaj jest doskonała okazja, by uchylić rąbka tej tajemnicy. Sam Bóg zresztą tego dokonuje.
To On przecież zapowiedział zbawienie, mówiąc do szatana: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej, potem wiele razy to poświadczał (jak chociażby przez proroka Izajasza: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami), a w końcu Maryja znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego i porodziła.
Bóg bowiem przewiduje i planuje moje szczęście - powołuje mnie do niego, ale zawsze też pozostawia mi wolność (zobacz: KKK 2012-2016). Dowodem na to jest chociażby genealogia przytoczona przez dzisiejszą Ewangelię. Są tam ludzie, którzy zawierzyli Bogu (jak Abraham, który powiedział: Bóg przewidzi), ale także tacy, którzy źle skorzystali z otrzymanej wolności (jak Dawid, który zgrzeszył z dawną żoną Uriasza).
Bóg - mówiąc obrazowo - wysłał zaproszenie, ale nie jestem bezwolny wobec Niego (zobacz: KKK 2002). Mogę odpowiedzieć "jak uważam", jednak... lepiej byłoby dla mnie pójść za Jego wolą. Tylko czy zechcę...
Panie, nie pozwól mi nigdy oddalić się od Ciebie!

poniedziałek, 7 września 2009

Szczerość

Uczeni zaś w Piśmie i faryzeusze śledzili [Jezusa], czy w szabat uzdrawia, żeby znaleźć powód do oskarżenia Go. "Szarpnęło" mną, gdy dziś usłyszałem to zdanie z Ewangelii. Wypisz, wymaluj moja sytuacja. Ileż to bowiem razy było tak, że nie Jezus, nie Jego realna Obecność i nie Jego Słowo były najważniejsze... a raczej szukanie okazji do pochwycenia innych na błędzie, potknięciu, czy wprost grzechu.
Dlaczego? Odpowiedź nie przyszła łatwo, ale przyszła: nie jestem szczery - najpierw wobec siebie, potem wobec braci, a więc (ostatecznie) także wobec Boga. Ileż to razy...
I przychodzi to z taką łatwością, tak "lekko"! Wręcz "od niechcenia". A Paweł pisze wyraźnie, jakie jest zadanie każdego "apostoła": każdego człowieka okazać doskonałym w Chrystusie. Ideał nie do osiągnięcia? No, jeśli nawet nie spróbuję, to na pewno.
Nie chcę, by to co piszę przerodziło się (li tylko) w "spowiedź powszechną", więc na koniec cytat ze św. Jan Marii Vianneya: Czynić jedynie to, co może być ofiarowane dobremu Bogu. I pytanie: czy wszystko jest takie?

niedziela, 6 września 2009

Moja wolność

Przyprowadzili [do Jezusa] głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. Najprościej byłoby powiedzieć, że każdy z nas jest tym głuchoniemym. Ale, gdzie dowody na to?! Wczoraj takowe usłyszałem: "słyszymy (tylko) to, co chcemy usłyszeć; mówimy (tylko) to, co chcemy powiedzieć; wierzymy (tylko) w to, w co chcemy uwierzyć...". A żeby było jeszcze "śmieszniej", to nazywamy to wolnością. A czy to na prawdę jest wolność?
Niestety nie! Gdyby taką była, to ten głuchoniemy (i wielu innych) nie potrzebowałby uzdrowienia, nie szukałby go i nie znalazł. Cuda Jezusa świadczą, że On naszą wolność akceptuje (i akcentuje!), ale w inny sposób. On bowiem tego chorego wziął na bok, osobno od tłumu... Czy tylko po to, aby nie wzbudzać sensacji? Nie tylko i nie przede wszystkim po to. Oto bowiem Bóg zawsze działa w naszym życiu indywidualnie. Daje życie, uzdrawia, powołuje, wzywa do siebie - zawsze po imieniu, konkretnego "JA", a nie bezimienny tłum. Oczywiście zbawienie dokonuje się we wspólnocie (dlatego to inni przyprowadzili głuchoniemego), ale nigdy "decyzją większości", czy przez "uśrednienie".
Jak to wczoraj usłyszałem: "zbawienie dokonuje się między `ja` i `On`" - włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się!. To jest więc na prawdę "moja wolność"!
Dzięki Ci Panie, za to, że dając mi wolność troszczysz się, bym dobrze ją wykorzystał!
***
1)Przepraszam, że dziś post nie do końca ode mnie, ale musiałem się podzielić tym, co mnie poruszyło i dotknęło. Może komuś innemu także to pomoże odkryć mądrość Boga.
2)Dziękuję także za komentarze (zwłaszcza te bardzo merytoryczne), bo to zachęca do pisania i dbania o poziom. Bóg zapłać! Pamiętam w modlitwie.

homeopatia, homeopatią, (o) homeopatio!

...czyli inna notka.
***
Przeczesując zasoby internetu znalazłem to... warto i TRZEBA przeczytać! Zwłaszcza, jeśli uważasz, że to leczy...

sobota, 5 września 2009

Obłuda

...niektórzy z faryzeuszów mówili: Czemu czynicie to, czego nie wolno czynić w szabat? Obłuda czy "ograniczoność" faryzeuszów może nas gorszy. Jest tak na pewno ze mną. Widzę jak wielu nie postępuje tak, jak powinni. I głośno o tym mówię. jestem jednak gorszy od faryzeuszów, bo mówię to nie "wprost", ale za plecami. A jeśli już "twarzą w twarz", to bez miłości, zrozumienia i gotowości, by otrzymać odpowiedź. Tak, jak dzisiaj...
Panie ulecz mnie z mojej obłudy - Ty wiesz jak!

piątek, 4 września 2009

Nowe bukłaki

Dawno mnie tu nie było. Mógłbym tłumaczyć się problemami z netem... ale to chyba nie tylko to. Powoli wsiąkam w tutejszy świat, jego rytm i przyzwyczajam się do niezbędnego minimum - a ono nie wymaga elementu twórczego (vide: pisania bloga). Dość jednak marazmowi. Każdy dzień to szansa.
Jest jeszcze jedna strona tego medalu... Jakoś ostatnio przestałem słyszeć Słowo, chociaż wciąż każdego dnia Go słucha... Wydaje mi się, że wysycham. A może po początkowym zachwycie tym, co odkryłem (na nowo), uznałem, że "to już było"?! Nie wiem. Wiem jak było (i jest) - nie wesoło, chociaż wydaje się, że wszystko idzie dobrze. Nawet uczę się chętniej...
Co więc działo się ostatnio? Byłem znowu dwa dni w Rzymie, a raczej trzeba by powiedzieć, że w domu w Rzymie, bo "bycie w Rzymie" ograniczyło się do drogi z dworca i na dworzec. A no i jeszcze krótkiej wycieczki pod mój przyszły Uniwersytet (20 minut na piechotę w jedną stronę).
Po powrocie nastał dla mnie czas tęsknoty za tym, co zostawiłem. To za sprawą Polaków, którzy tu przybywają (i będą mogli wrócić do Polski), za sprawą parafialnej strony, która wciąż jest pod moją opieką, no i za sprawą 1 września - 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej i początku roku szkolnego. Zwłaszcza w perspektywie tych dwóch ostatnich, widzę, jak bardzo silne afekty łączą mnie z tym, co już jest więcej i "nie wróci więcej". I widzę, że to głupiutkie przywiązanie nie jest dla mnie dobre.
A no i hasło naszego kursu na wrzesień: "wszystko się zmienia" ;)
***
I właśnie w takiej perspektywie słyszę dziś słowa: młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Jakże precyzyjnie powiedziane! Nie ma co wracać do starego i próbować wtłoczyć w nie to, co nowe. "Wszystko się zmienia", więc nie powinienem tęsknić za tym, co było. Przecież jest tyle (nie wiem ile, ale jednak "tyle") przede mną... Trzeba patrzeć do przodu (ale nie dlatego, by zapomnieć o tym, co za mną)! Tam też (jak w przeszłości) jest Ten, który jest przed wszystkim i w Którym wszystko ma istnienie.
Panie spraw, abym był zdolny napełnić także nowe bukłaki winem - Twojej radości i chwały!