niedziela, 13 września 2009

Wiara, a sprawa uczynków

Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? (...) wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. MARTWA WIARA nie jest więc ożywiana przez uczynki, nie jest przez nie rozwijana i potwierdzana. Pozostaje na poziomie wegetacji - jedynie "jest". A tak być nie powinno!
Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że oszukujemy samych siebie, jeśli myślimy, że "to mi wystarczy"... że "dobrze się z tym czuję"... że "inni też"... Żyjąc w ten sposób osiągniemy nie wiele, albo i nic. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.
Nie można być równocześnie "panem tego świata" i kroczyć ku Królestwu Bożemu. Każdym bowiem słowem, czynem i wyborem (czyli całą swoją postawą życiową), potrzeba wyrażać i potwierdzać wiarę. A to często oznacza rezygnację z tego, co tutaj jest "lekkie, łatwe i przyjemne". Z tego, co może przynosi chwilową korzyść i przyjemność, ale w ostatecznym rozrachunku jest przegraną.
Mówiąc najkrócej (i trochę dosadnie): nie da się żyć "w rozkroku" - mówiąc "wierzę, ale nie praktykuję", "wierzę, ale moją wiarą nie żyję", "wierzę, ale po swojemu". Albowiem wiara - jak przypomniał Papież Benedykt - nie oznacza jedynie przyjęcia określonego zbioru prawd dotyczących tajemnic Boga, człowieka, życia i śmierci oraz rzeczy przyszłych. Wiara polega na głębokiej, osobistej relacji z Chrystusem. (Warszawa, 2006).
Panie daj mi łaskę takiej wiary, bym mógł o Tobie świadczyć całym moim życiem.

Brak komentarzy: