poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Słaby fundament? (1)*

Tak oto przedstawił Jeruzalem Niebieskie (czyli Kościół - Królestwo Boże na ziemi) św. Jan w Apokalipsie: mur Miasta ma dwanaście warstw fundamentu, a na nich dwanaście imion dwunastu Apostołów.
Jest to stwierdzenie, które można uznać za wytwór bujnej wyobraźni albo jedynie symboliczny obraz tajemniczej rzeczywistości. W rzeczywistości jest to coś więcej! jest to bowiem odsłonięcie przed naszymi oczyma prawdy o rzeczywistości, która tak często dzisiaj jest atakowana - owszem, czasem słusznie: o rzeczywistości Wspólnoty Kościoła, której Głową jest sam Bóg, ale fundamentem są prości ludzie - Apostołowie.
Jednym z nich był dzisiejszy patron - św. Bartłomiej (Natanael).
Pięknie tę prawdę skomentował św. Jan Chryzostom w swej "Homilii do Pierwszego Listu do Koryntian": przepowiadanie jest dziełem Bożym. Jakże bowiem dwunastu nieuczonym ludziom, żyjącym wśród jezior, rzek i na pustyni, mogło przyjść na myśl, żeby się podjąć tak wielkiego dzieła? Ci, którzy, być może, nigdy nie byli w mieście ani na rynku, jakże mogli myśleć o zdobyciu całego świata? Ten, co o nich pisał, podaje, że byli lękliwi i małoduszni. (…) Skądże więc ci, którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu, skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi, skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my głosząc Jego imię mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć? A zatem jest oczywiste, że gdyby nie widzieli Zmartwychwstałego, gdyby nie byli przekonani o Jego wszechmocy, z pewnością nie podjęliby się takiego zadania.
Poruszył mnie dziś ten fragment. Jest to bowiem piękny wykład apologetyczny w obronie ułomności (ludzkiej) Świętego Kościoła - Matki Naszej. Oto bowiem mogę powtórzyć za św. Pawłem: Głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, Chrystus jest mocą Bożą i mądrością Bożą.

*Część druga (dopisana później) TUTAJ.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Słowo życia

Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Słowa Jezusa to odpowiedź na bunt, jaki zrodził się w sercach wielu Jego uczniów, gdy usłyszeli, że On daje im swoje Ciało jako pokarm. Nie byli w stanie przekroczyć tej bariery w swoim rozumowaniu i dlatego wielu [z nich] odeszło i już z Nim nie chodziło.
Jest to więc dar - wielki i nie doceniany! Dlaczego niedoceniany? Przecież każdy z nas - o ile został ochrzczony - należy do wspólnoty, której zostało dane - objawione - Słowo Ojca: Jezus Chrystus. Możemy tego Ojcowskiego głosu słuchać każdego dnia - słuchając i czytając słowo Boże.
Najczęściej jednak zadowalamy się namiastkami: głupiutkimi serialami, wzruszającymi powieściami, sensacyjnymi plotkami... Nie chcemy poznawać prawdy. Wolimy "półprawdy". Dlatego także nas musi się zapytać Jezus (jak Dwunastu): Czyż i wy chcecie odejść?
I trzeba nam dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie! Niechaj wzorem będą słowa Św. Piotra: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. Niechaj pociągnie nas przykład Izraelitów i ich gorąca deklaracja: Dalekie jest to od nas, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć bóstwom obcym!
Potwierdźmy to także naszymi czynami: sięgnijmy po zakurzoną (może) księgę Pisma Świętego. Otwórzmy ją z odwagą i nadzieją i karmmy się tym pokarmem, który daje życie. W ten sposób na prawdę powiemy: chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem. Otrzymamy radość, której nikt nam nie odbierze!

wtorek, 18 sierpnia 2009

Cóż otrzymamy?

To pytanie zadaje Piotr - Apostoł i każdy z nas. Nie potrafimy bowiem czynić wszystkiego bezinteresownie. Owszem stać nas na gesty (pojedyncze i bardzo symboliczne) ofiarności. Postawa rezygnacji czy "zatracenia siebie" jest jednak od nas daleka. Jezus nas zna, dlatego mówi: każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy.
***
Wydawać się to może tylko "pobożną" obietnicą, pocieszeniem "dla naiwnych", zapowiedzią dalekiej przyszłości... Że tak nie jest, chciałbym zaświadczyć (ośmielam się!) z perspektywy tych moich 10 lat od pierwszego "tak". Nie twierdzę, że potrafiłem zostawić wszystko. Wręcz przeciwnie, tak na prawdę zostawiłem nie wiele. Otrzymałem jednak o wiele więcej niż "stokroć tyle" - i to dosłownie (!) "sióstr, braci, domów..."
Jest tak nie dlatego, że na to zasłużyłem! Wręcz przeciwnie. Mógłbym powiedzieć za Gedeonem: ja jestem ostatni. I nie jest to (mam nadzieję) fałszywa skromność. Dziś, właśnie tak się czuję. Nie zasłużyłem w najmniejszym stopniu na to, co otrzymałem! I wierzę, że to nie koniec.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Niedzielna Eucharystia

Dziś - po półtoramiesięcznej przerwie - mogłem sprawować Mszę świętą po polsku. To wielka radość. Nie dlatego, że po włosku jest "gorsza", ale jakoś inaczej brzmią słowa Ewangelii i słowa Konsekracji... No i te polskie pieśni i uradowane oczy (w większości) Rodaczek. A, no i jeszcze dzisiejsze słowa z Ewangelii...
***
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata. Czyż nie jest to jedno z fundamentalnych zdań Jezusowej Dobrej Nowiny?!
Eucharystia jest bowiem NAJWIĘKSZYM DAREM Boga – darem Jezusa z samego Siebie. Oto bowiem w czasie każdej Mszy świętej Jezus – posługując się ustami kapłana – wypowiada słowa: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane... To jest moja Krew... która za was i za wielu będzie przelana... Od tej chwili na ołtarzu PRAWDZIWIE, RZECZYWIŚCIE I SUBSTANCJALNIE obecny jest Jezus – Bóg z nami. Jest tak blisko, jak tylko jest to możliwe. I nie jest to znak, symbol, czy jedynie pamiątka. Oto bowiem – jak wierzy Kościół katolicki – jest tu PRAWDZIWE CIAŁO I KREW JEZUSA CHRYSTUSA – pod postacią chleba i wina.
Dzięki Ci Panie, że chcesz posługiwać się także mną - mino i wbrew moim grzechom i słabościom!

sobota, 15 sierpnia 2009

Błogosławiona

W dzisiejszej Godzinie czytań przytoczone są m.in. słowa Papieża Piusa XII: ...wielka Matka Boga, Jezusa Chrystusa, "jednym i tym samym rozporządzeniem" Opatrzności w przedziwny sposób niepokalana w poczęciu, nieskalana Dziewica w Boskim macierzyństwie, doskonała towarzyszka Boskiego Zbawiciela, odnoszącego pełne zwycięstwo nad grzechem i jego skutkami, otrzymała jako najwspanialsze zwieńczenie swych przywilejów dar wolności od zepsucia cielesnego.
A dziś nasz Proboszcz zakończył świąteczną homilię przypominając słowa: Błogosławione łono, które Cię nosiło... Zaraz jednak dodał także słowa Jezusa: ...ale błogosławieni także, ci, co pełnią wolę mojego Ojca.
Tak sobie wtedy pomyślałem, że to rzeczywiście są słowa obietnicy, która dotyczy także mnie - to nie tylko po śmierci, ale i za życia - bo przecież i Maryja była Błogosławiona już tutaj. Mogę i ja... możesz i ty...

środa, 12 sierpnia 2009

Samotność

...na emigracji szczególnie doskwiera. Dziś może trochę mniej, niż w czasach np. Mickiewicza, bo jest internet, ale co to za pociecha, jak nawet relacja z meczu, chociaż na ekranie, to jednak bez dźwięku i obrazu.
***
Jak gdyby na przekór moich dzisiejszych przemyśleń w Ewangelii słyszę: gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. I to na prawdę mnie raduje! Nie jestem sam - chociaż czasem może daleko od swoich. Nigdy jednak nie jestem sam.
I chyba najlepszym uzupełnieniem do tego będą słowa św. Augustyna (z dzisiejszej Godziny czytań) z "Komentarza do Psalmów (Ps 47,7)": Jako pierwsi usłyszeli i zrozumieli proroków ci, do których prorocy nie zostali wysłani; ci zaś, którzy początkowo nie słyszeli, słuchając potem zdumieli się. Ci natomiast, do których prorocy zostali wysłani, ci właśnie zostali odrzuceni. Nosili księgi, ale nie rozumieli prawdy; trzymali tablice Przymierza, ale nie posiadali dziedzictwa. My zaś: "Jakeśmy słyszeli, tak i zobaczyli".

wtorek, 11 sierpnia 2009

Paura

...czyli lęk, strach, obawa. Towarzyszą nam każdego dnia. Boimy się o nasze zdrowie, o dzień jutrzejszy, o to, za co przeżyć, albo jak nie narazić się zbyt wielu (i tylu innych "rzeczy").
A dziś słyszymy w pierwszym czytaniu: Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci.
Te słowa dotyczą i mnie i ciebie! Każdego dnia się o tym przekonuję. Może w sposób szczególny, gdy spowiadam - "się" lub "innych".
***
Dziś ponownie przekonałem się, że prawdziwe są słowa z Jezusowej przypowieści: jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?
Nie bój się, nie lękaj się... Ja jestem z Tobą! - mówi Pan.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

S. Lorenzo

... czyli "po naszemu" św. Wawrzyniec. Zginął śmiercią męczeńską w III w po Chrystusie. Dziś zgromadził w tutejszej Katedrze trzech Biskupów, kilkudziesięciu kapłanów i liczne (jak na tutejsze warunki) grono wiernych oraz... trzech żonatych mężczyzn, którzy zapragnęli bardziej ofiarować swe życie Bogu, czyli kandydatów na diakonów stałych. Msza święta - według mnie (chociaż odprawiona "po włosku", tzn. trochę bez przygotowania np. służby liturgicznej) - piękna i radosna. Wróciłem prawdziwie nakarmiony Słowem i Ciałem Pana...
***
Patrząc zaś na Tych Trzech przyszło mi na myśl to zdanie z Ewangelii dzisiejszej: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. I gorzkawa refleksja: dorośli, żonaci mężczyźni tutaj, we Włoszech, coś zrozumieli, czegoś zapragnęli... a tak wielu młodych nie szuka tego. Dlaczego? Czy przyczyna nie tkwi właśnie w niechęci do "obumierania"?
Św. Wawrzyńcze módl się za nami!

niedziela, 9 sierpnia 2009

Problemy z wiarą...

Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: Z nieba zstąpiłem. Oto pytania płynące z dylematów przed jakimi stanęli współcześni Jezusowi. Znali Go i nie potrafili uwierzyć w Niego.
Ta sama sytuacja dotyczy także nas. Jakże często stawiamy sobie i Bogu pytania, które nie mają prostych odpowiedzi, ponieważ dotyczą już sfery wiary, a nie jedynie wiedzy. "Czy?" i "Jak?" - to pytania badań naukowych. "Dlaczego?" i "Po co?" - to pytania płynące z poszukiwań właśnie w sferze wiary.
A konkrety? Wystarczy sięgnąć do pierwszego czytania. Słyszymy tam, że Eliasz pragnie zrezygnować z misji prorockiej, pragnie umrzeć. Bóg jednak nie pozwala na to i posyła anioła, który umacnia Proroka: Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga. Powstawszy zatem, zjadł i wypił. Następnie mocą tego pożywienia szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy aż do Bożej góry Horeb. "Przykładając" do tego fragmentu rozum, trzeba by powiedzieć: "Nie możliwe". Kierując się wiarą, powiemy zaś: "To cudowne". Rozum podpowiada, że o odrobinie chleba i wody nie da się iść czterdzieści dni i nocy. Wiara sprawia, że dostrzegamy moc Bożego Słowa i Obietnicy, która wzywa i umacnia.
Bóg i nas umacnia Chlebem. Jeśli dostrzeżemy tylko to, co fizyczne, możemy niczego nie zrozumieć i w nic nie uwierzyć. Jeśli spojrzymy na Niego "oczyma wiary", wówczas dostrzeżemy, że na prawdę to jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. I uwierzymy Słowu, które mówi: Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.

piątek, 7 sierpnia 2009

Muzyka i ekonomia

Byłem dziś na koncercie muzyki poważnej. Nie planowałem tego, ale nie żałuję - fajnie czasem się tak "ukulturalnić". A słuchając tej muzyki i podziwiając grających, przyszło mi do głowy, że w jakimś stopniu (i szczególnym sensie) realizują...
***
...zdanie z dzisiejszej Ewangelii: kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Oczywiście może motywacja inna (nie z powodu Pana), ale jednak...
...toż to definicja całego życia pianisty. Najpierw długie lata przygotowania, żmudnych ćwiczeń, wielu błędów, a może i łez, by w końcu, kiedyś, po latach zasiąść przy instrumencie i zagrać tak właśnie, jak tego wszyscy się spodziewali, albo jeszcze piękniej.
Dlaczego zatem nie mam naśladować właśnie pianisty - wytrwałego, konsekwentnego, owszem obdarzonego talentem, ale także pracowitego?! Przecież właśnie tego mi trzeba, bym i ja zyskał a nie stracił, tracąc jednak... Tak to już jest, ta "Boża" ekonomia: On inwestuje w nas wszystko, ale tylko wtedy to w nas zaprocentuje, jeśli zechcemy z Nim współpracować.

czwartek, 6 sierpnia 2009

Góra

Dziś klęcząc "di solito" (jak zwykle) przed Mszą wieczorną przed wystawionym Najświętszym Sakramentem w pewnym momencie powędrowałem myślami poza ten kościół. Kiedy "wróciłem", nagle z niezwykłą mocą uświadomiłem sobie gdzie jestem i przed Kim! To nie mógł być przypadek. Właśnie dzisiaj - w Święto Przemienienia!
***
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tak właśnie jest, że wszelkie wielkie Boże dzieła dzieją się na górach: Synaju, Horebie, Taborze, Golgocie... Potrzebujemy bowiem wyjść ponad nasz stan "codzienny", by doświadczyć nowego. Może to oczywiste, ale uświadamiamy sobie to tylko "od święta". Np. tak, jak dzisiaj.
A potrzebne jest to nam po to, by ni załamać się wobec krzyża, cierpienia, codzienności. Dobrze, że tu jesteśmy Panie!

wtorek, 4 sierpnia 2009

Można utonąć

Dziś święto Kapłanów, a zwłaszcza Proboszczów. Myślę o Tych, których kiedyś i teraz tak nazywałem/am. I modlę się - za Nich i za siebie. Żebyśmy chociaż trochę przypominali św. J M Vianney`a - naszego świętego Patrona.
Nie był doskonały, ale doszedł do świętości...
***
...podobnie jak Piotr - przecież pierwszy Papież - który wprawdzie wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa, jednak na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć.
Bogu bowiem nie potrzeba "wszystko wiedzących" i "nieomylnych". On potrzebuje właśnie takich, jakich powołuje - słabych i grzesznych, by przepowiadać zbawienie wszelkiemu stworzeniu.
Mam szansę - mógłbym powiedzieć. Tylko czy nie jest to tylko pusta, nadęta pycha? Przecież same chęci nie wystarczą. Trzeba także wreszcie zawołać: Panie, ratuj mnie! Inaczej... to wszystko pozostanie czczą gadaniną.
Włosi mówią o tym tak: "tra il dire e il fare c`e di mezzo il mare", co można przetłumaczyć: między mówieniem i czynieniem jest pół morza. No właśnie! Można utonąć...

niedziela, 2 sierpnia 2009

Dobrze? Ale, gdzie?

Wczoraj "nawiedziłem" Firenze, a przede wszystkim Galleria degli Uffizi. Niezwykłe spotkanie z najwspanialszymi dziełami sztuki na przestrzeni dziejów człowieka. Ale szczególnie urzekł mnie obraz Gherardo delle Notti pt. Adorazione del Bambino.
Przy okazji wysłałem kilka pozdrowień sms-em. Jedna z odpowiedzi brzmiała: "Ale ci super". Taaa... Przypomniało mi się to dziś rano, gdy zamarzyły mi się ziemniaki z kwaśnym mlekiem na obiad. Na razie - nie możliwe do zrealizowania.
***
I jak echo tych moich przemyśleń usłyszałem w dzisiejszym pierwszym czytaniu: Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę.
Bo to już chyba tak jest, że dobrze nam jest tam, gdzie właśnie nas nie ma. Zawsze szukamy czegoś innego, chcemy doświadczyć tylko "cudzego" szczęścia - nie doceniając tego, co już mamy.
Bo czyż nie o to chodziło dziś w Ewangelii szukającym Jezusa? On wszak stwierdza jasno: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Twarde to słowa, ale oddające jak najbardziej naszą niezaspokojoną potrzebę życia w obfitości - posiadania nawet tego, co nie potrzebne, jeśli tylko ma to ktoś drugi.
Staje dziś przed nami jednak ważne napomnienie: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki - stwierdza Jezus. A wtórujący mu Paweł pisze do Efezjan: mówię i zaklinam was w Panu, abyście już nie postępowali tak, jak postępują poganie, z ich próżnym myśleniem.
Trzeba nam zatem zmienić nasz sposób myślenia na taki, w którym będziemy dostrzegać Bożą obecność w każdym momencie naszego życia, WSZĘDZIE. Myślę, że dobrą wskazówką-receptą na to będą następujące słowa Apostoła Narodów: Umiem cierpieć biedę, umiem i obfitować. Do wszystkich w ogóle warunków jestem zaprawiony: i być sytym i głód cierpieć, obfitować i doznawać niedostatku. Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia(Flp 4, 11–13).
Panie przymnóż mi wiary w Twą Świętą i Nieomylną Opatrzność!