środa, 3 listopada 2010

Aby zyskać więcej...

We współczesnej ekonomii najważniejszymi czynnikami (tak mi się wydaje, jako "ekonomicznemu" laikowi) są: siła podaży i popytu, siła nabywcza pieniądza, otwartość rynku... generalnie to wszystko, co wiąże się z możliwością zdobycia, pomnożenia, wzbogacenia. 
W tym świetle, słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem, wydają się dalekie od rzeczywistości. Ale... myślę, że tylko wtedy, gdy bierzemy te sprawy bardzo pobieżnie. Gdy - można powiedzieć - patrzymy na nie tylko oczami ciała. Bo jakże wiele trzeba "zainwestować", czasami też stracić, by ostatecznie odnieść sukces. Ta zasada ekonomii, ma przełożenie także na (nomen omen) "ekonomię zbawienia". 
Bóg "zaryzykował" wszystko, wzywając nas "z ciemności do światła, ze śmierci do życia". Oczywiście nic nie stracił (w rzeczywistości), ale dał nam przykład, co należy zrobić, by zyskać więcej... Decyzja musi być radykalna i ostateczna. Wszystko, albo nic... tertium non datur...
Na te refleksje naprowadziły mnie słowa zapisane przez Papieża Benedykta XVI w Encyklice "Spes salvi" [W nadziei zbawieni] (n. 10): pojawia się pytanie: czy naprawdę tego chcemy – żyć wiecznie? Być może wiele osób odrzuca dziś wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje się im rzeczą pożądaną. Nie chcą życia wiecznego, lecz obecnego, a wiara w życie wieczne wydaje się im w tym przeszkodą [podkr. moje]. 
Czego zatem pragnę? Zyskać więcej, czy poprzestać na tym, co mam i (najprawdopodobniej) nawet to "niewiele" ostatecznie stracić?
PS
Słowa świętego Pawła, jako uzupełnienie - mnie wprost "poraziły": wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa.

Brak komentarzy: